(c.d. tematu, który ciągnie się bez końca...) Mam wrażenie, że pod koniec była wściekła. Nie tylko na chorobę, która odebrała jej wolność, jakąkolwiek możliwość decydowania o sobie, lecz także na Boga, który jej to "zrobił". Wiem... zrobiła to sobie sama. Jednak wydaje mi się, że zawierzyła Mu tak bardzo, iż oczekiwała, że ją uchroni, da jakiś znak w porę, a ona zdoła go odczytać. A, kiedy choroba rozkręciła się już na dobre, że uratuje ją... mimo wszystko. 

Nie odczuwam wyrzutów sumienia na myśl, że nie będę uczestniczyła w nabożeństwach wielkoczwartkowych, czy wielkopiątkowych, ponieważ czuję, że nic nie czuję w trakcie, poza sentymentem wyniesionym z dzieciństwa. Nie czuję tego, co czułam kiedyś, nie widzę potrzeby odtwarzania tego samego scenariusza. Osadziłabym go na stałe jako tło do wielu innych, mocno dotyczących nas prawd. Dotyczących nas w życiu codziennym. Tak, abyśmy potrafili otwarcie rozmawiać, zarówno ze sobą, jak i z tymi, którzy przemawiają do nas z pozycji ołtarza. Dotarło do mnie kilka lat temu, że, jeśli Jezus sprawował ostatnią wieczerzę siedząc przy jednym stole z apostołami, to, czy nie dopuściłby do tego stołu innych, którzy zechcieliby przy nim zasiąść?

Dziś odbyło się kolejne spotkanie mojego Kręgu Kobiecego, jak coraz częściej nas nazywam. Ponieważ niedawno obchodziłam urodziny, a za kilka dni rozpoczną się Święta Wielkanocne, tym razem nie przygotowałam żadnego tematu i żadnych materiałów do dyskusji. Tym razem, zarówno ja, jak i dziewczyny, byłyśmy nastawione na luźne rozmowy dookoła treści, które akurat nam "się nawiną":)

Dziś nachnienie z mema, w którym rysunek Marty Zabłockiej i dialog między dwiema kobietami:
- Tak mnie dziś nosiło! Taka energia! Czułam, że muszę gdzieś jechać w świat, ratować zagrożone gatunki, napisać książkę...!
- I co?
- Pozmywałam, odkurzyłam i mi przeszło.

Przerażają mnie dzieciaki oceniające inne dzieciaki w sposób zupełnie pozbawiony empatii. Bardzo delikatnie to ujęłam. Najdelikatniej, jak potrafię. W rzeczywistości bowiem zupełnie inne słowa wychodzą ze mnie, kiedy słyszę, jak jakiś młody człowiek, najczęściej idący w grupie dodającej mu odwagi, krzyczy w stronę innego młodego człowieka: "Ty ...". Wykropkowane miejsce można wypełnić na wiele sposobów.