W takim dniu nie sposób nie pisać o tęsknocie, nie sposób jej nie doświadczać... no chyba, że ktoś potrafi. Choć to Wszystkich Świętych, czyli dzień o wydźwięku pozytywnym, budzi fizyczną, bolesną, wytęsknioną chęć spotkania z tymi, którzy już gdzieś tam... Ta z kolei przywodzi na myśl minione chwile i staje się, chcąc nie chcąc, zalążkiem melancholii wkradającej się w kolejne minuty i godziny pierwszych dni listopada.
Wigilia Wszystkich Świętych, jak o niej nie myśleć? Moja starsza córa kilkakrotnie powtórzyła dzisiejszego wieczoru: "To był dobry dzień". Tak, to był dobry dzień. Mimo, iż od rana nosiłam ze sobą parasolkę, a zaczęło lać po osiemnastej i zmokłyśmy pomimo.
Potrzebowałam suszarki. Chciałam umyć włosy przed pracą i szybciuchno je wysuszyć, więc poprosiłam Tomka, żeby zajrzał do mojej, niedziałającej ostatnio i sprawdził, co tam się zadziało. Spełnił prośbę, niezwłocznie udając się do garażu.
Och, jak ja tęskniłam do takiej niedzieli... do takiej ciszy i spokoju, nicnierobienia i robienia jednocześnie. Jesienne słońce rozpieszczało nas od rana, choć większość tej części dnia, przespałam. Potrzebowałam snu także, potrzebowałam zatrzymania.
Na ostatnich warsztatach dla kobiet chwialiłam się długo i namiętnie. Wiem już, że trzeba zauważać i doceniać postępy na własnej drodze i nie bać się mówić o sobie dobrze. Chwalenie się było większości z nas przedstawiane jako coś niewłaściwiego, kiedy byliśmy dziećmi. "Samochwała" czytana nam przed snem miała skutecznie zniechęcić nas i oduczyć "chwalenia się", które było w tzw. "złym tonie".