Pisałam już wielokrotnie, jaką niepojętą, nieludzką głupotą, jest wojna. Irytujący jest fakt, że takich jak ja jest więcej, dużo więcej, niż tych, którzy jej pragną, którzy do niej dążą, którym jest z nią po drodze...

Fotel stoi w kącie i przygląda mi się z ukosa. Za czym tak gonię? Bo ja wiem. Po prostu. Widzisz przecież, że trzeba zetrzeć, umyć, zrobić, przestawić, przesunąć i poprawić. Nie widzisz? Cóż, może coś ci zasłania. Ja widzę dokładnie, jak dużo mam nieustannie do zrobienia.

Uczniowie zapewne ubolewali nad faktem, że Dzień Nauczyciela przypadł w tym roku akurat w sobotę. Pech! Nawet czarny kot nie jest potrzebny, po prostu stało się, na kogo wypadnie, na tego bęc. Tym razem padło na uczniów i nauczycieli, którzy także woleliby pewnie mieć jeden dzień wolny w październiku. Tak dla wytchnienia, po intensywnym i długim, powakacyjnym rozbiegu.

Dzień wyborów. Powiem szczerze, że obudził się we mnie jakiś patriotyczny duch. Jakiś... myślę, że dokładnie ten, który obudzić się powinien. Pojechaliśmy zagłosować wieczorem, zakładając, że wtedy będzie już "luźniej". Uhm. Staliśmy w kolejce do urny półtorej godziny. Chyba tak długi czas oczekiwania przyliczyłam tylko w kolejce po gorący chleb, w jednym ze spożywczaków na moim osiedlu, kiedy miałam jakieś trzynaście lat.

Piątek trzynastego, niezwykle szczęśliwy dzień. Serio. Nie dość, że się wreszcie wyspałam, po kilku niedospanych nocach, to wieczorem zagraliśmy koncert karmiący nasze wnętrza, dający wytchnienie i satysfakcję. Okazało się, że moje nieprzywiązywanie się do dat jest kolejną, najlepszą rzeczą, jaką mogę dla siebie zrobić;)