Kolejna okrągła. Cudnie! Dziś będzie o przytulaniu, całowaniu i takie tam;) O byciu ze sobą blisko i o byciu trochę dalej, w zależności od potrzeb i oczekiwań obu stron. Dajmy na to dla jednego wiodącym językiem miłości może być dotyk, dla innego słowo. Ja nie wiem, co tak naprawdę jest mi bliższe, jest bardziej moje.

Powrócił temat mówienia po imieniu. "Mamo, czy mogę zwracać się do ciebie po imieniu?" zapytała jedna z córek. Czy mogę, czy mogłabym, co o tym sądzisz... hmm. Pierwsza myśl? Jasne, że tak, nie mam nic przeciwko. Druga, czy to nie będzie trochę dziwne?

Znowu ktoś zapytał: "O co chodzi z tymi Kawkami Kasi?", a ktoś inny napisał: "Ta kawka z wilczycą, wzruszająca.". Ja sama co najmniej raz zapytałam dziś samą siebie: "Po co ja to robię?" i zaraz dostałam odpowiedź w postaci wiadomości przytoczonej powyżej. Wygląda na to, że mam pisać, że powinnam nadal tymi Kawkami sobie i moim czytelnikom "zawracać głowę";)

Co takiego jest w teatrze, że chce się do niego powracać? Udawanie? Stawanie się kimś innym? Bycie sobą i wieloma innymi "postaciami" jednocześnie? Zapraszanie ludzi do nieznanego świata i dawanie im możliwości spędzenia w nim kilku chwil? Zawsze mnie to fascynowało i przez większość własnego życia nie przypuszczałam, że wychodzenie na scenę, stawanie przed publicznością może być czymś totalnie dla mnie.

Nie mam głowy do interesów. Właściwie to jestem w robieniu ich beznadziejna. Zwłaszcza, jeśli w grę wchodzą pieniądze. Trochę inaczej rzecz ma się z negocjacjami w różnych, życiowych sprawach. Tylko nie mam pojęcia, jak mogłabym na tym co nieco zarobić...:P