Napisałam ostatnio piosenkę. Urodzinową, dla Tomka. Nasz syn słuchając, jak nad nią pracujemy i chcąc ulżyć mi w trudach poszukiwania najwłaściwszego tytułu, zaproponował "Szeptem" i tak zostało. Zaczynam od słów: "Wiem, że często narzucam ci swój rytm i zazwyczaj szalone są nasze dni...". Jak bardzo, wiemy tylko my sami.

Nasze życie codzienne być może nie odbiega zbytnio od wielu innych. Bycie rodzicem to nie lada wyzwanie. Każdego dnia człowiek uczy się cierpliwości i... cierpliwości i... cierpliwości... Można robić plany, można się umawiać ze znajomymi, można szykować się do wyjazdów, przyjazdów, przylotów, odlotów, organizować imprezy rodzinne i za każdym razem niezmiennie przekonywać się, że dzieci owe plany mogą obrócić w niwecz. 

Dawno temu postanowiliśmy, że nie będziemy obchodzili Walentynek. Powód? Kłóciliśmy się niezwykle rzadko, ale jedna z naszych najostrzejszych kłótni przypadła właśnie w dniu Św. Walentego. Mimo to, odkąd dzieciaki wiedzą co i jak, chcąc nie chcąc Walentynki obchodzimy. Jakaś kartka z życzeniami, kwiatek, wspólne wyjście. W tym roku postanowiliśmy zrobić dzieciom smaczną obiado-kolację, włączyć im jakiś dobry film i czmyhnąć na kilka godzin do pobliskiej pizzerii. Plan, o dziwo!, udało się zrealizować. 

Życie gna na oślep. Dzień goni noc, noc goni dzień... Ciągle coś musimy, czegoś nie możemy, do czegoś dążymy, czegoś unikamy i... narzekamy. Nieraz wydaje nam się, że gorzej już być nie może, że nie damy już rady, nie wytrwamy w tym "dzikim pędzie". Ale, mimo to, biegniemy dalej. 

Ktoś kiedyś powiedział: "Masz coś w spojrzeniu. Coś takiego, że boję się kiedy na mnie patrzysz." Ktoś inny: "Tylko dwa razy widziałem coś takiego w czyichś oczach. Kiedyś Ci o tym opowiem. Póki co, jesteś jeszcze "uwiązana" społecznie, ale to się zmieni i wtedy...". Co? Nie chciał powiedzieć. Jeszcze ktoś wróżył mi z ręki, a właściwie oglądał moją prawą dłoń i powiedział: "Nie widziałam jeszcze takiej dłoni. Nie wiem, co to może znaczyć. To tak jakbyś żyła w dwóch równoległych światach. Może wrócisz do tego drugiego. Sama nie wiem." 

"Rosnę" - pomyślałam w wieku nastu lat. - "Nie jestem już małą dziewczynką, nie wszystko da się wytłumaczyć wiekiem. Powoli biorę odpowiedzialność za swoje czyny, pełną. I decyzje, te upragnione. Spadają na mnie niczym nieznośny ciężar, niczym krople potu zmuszające oczy do zamknięcia... Powoli staję się dorosła. Jeszcze kilka lat temu tego pragnęłam. Teraz już wiem, jestem o tym przekonana, że nie chcę."