Trochę się stresowałam, bo nie wiedziałam, jak sobie poradzę po tak długiej przerwie. Nie graliśmy koncertów od półtorej miesiąca, nie licząc krótkich grań dla przyjemności wieczorami, czy nocami. Z jednej strony przeczuwałam, że jak tylko stanę na scenie, obudzi się we mnie sceniczne zwierzę. Z drugiej, nie mogłam mieć pewności, że wszystko uda się zaśpiewać i zagrać tak dobrze, jak tylko jest to możliwe.

To uczucie, kiedy wchodzisz do tunelu i widzisz pomidora, którego nie da się przeoczyć, wobec którego nie da się przejść obojętnie. Przyglądasz mu się i przez chwilę zastanawiasz się, jak to się stało? Czy gałązka przeszkodziła mu we wzroście? A może liść zawinął się do środka? Może ktoś uszkodził go przez nieuwagę, mechanicznie? Uśmiechasz się i wracasz do swoich spraw, pamiętając jeszcze przez chwilę...

Niby proste, niby oczywiste. Szukasz rozwiązania jakiegoś problemu? Męczy cię, nie daje spokoju, za nic nie możesz się od ciągłych analiz, nieustannego skupienia uwolnić? Wyjdź na zewnątrz, pospaceruj, weź trzy głębokie oddechy i puść to wolno. Odpowiedzi, prędzej czy późniwj, przyjdą wtedy do ciebie same. A jeśli to nie pomoże, spaceruj nadal i powtarzaj sobie w myślach: "Kocham cię".

Niepokój to moje drugie imię. I jakoś potrafię z tym żyć, jakoś sobie z tym radzę. Jednak, kiedy ta sama przypadłość dotyka kogoś z moich bliskich, czy najbliższych, nadaje sobie imię trzecie: "Złość".

Kilka dni temu, jedna z córek ruszyła temat zamojskiego ZOO. Wszyscy byliśmy wtedy w ferworze walki o taras i nie zapowiadało się na to, że przed wyjazdem na kilka dni zasłużonego odpoczynku, coś jeszcze uda nam się zorganizować. A jednak.