Nie udało mi się mniej świrować na punkcie porządku, więc nie wiem, co by było gdyby... Ale za to wpadłam na doskonały, rzec by można, wysublimowany pomysł. W związku z muzycznym sezonem ogórkowym (jak dla mnie), wezmę się za pisanie. I to nie byle jakie! Nie jakieś tam skrobanie przypadkowe, na równie przypadkowym podkładzie, ale takie pisanie przez wielkie "P". Postanowiłam, że po raz trzeci w życiu zacznę pisać książkę, ale UWAGA! tym razem ją skończę:) Genialne, nieprawdaż?
A jak już tą książkę będę pisać, to zmiany we mnie i w moim otoczeniu zaczną dziać się same. To znaczy, samoczynnie nastąpi ewolucja w kierunku "mniej robienia" i "nie przejmowania się tak bardzo" będąca wynikiem najnormalniejszego w świecie odjechania. Odjechania w te rejony, w których zlew pełen garów, zapuszczone okna, czy klejąca się podłoga nie znaczą nic. Absolutnie nic. Zaczynają znaczyć cokolwiek, stają się ledwie dostrzegalne, na czas usunięcia ich skutków ubocznych typu: przykry zapach, niechciany poślizg, czy nieczytelny widok z okna, tylko i wyłącznie (mam przyjaciółkę, która w tym momencie wyje na widok tego zwrotu, pozdrawiam;)) wtedy, gdy brak natchnienia ustąpi skrawek pola przyziemnej rzeczywistości.
Zatem drżyjcie schematy i wszelakie "musiki" skręcające mi wnętrzności. A dźwięczne słowa, wśród nich to sztandarowe na k..., od dziś zarezerwowane głównie dla zdobyczy technologicznych naszych czasów, a dokładnie rzecz ujmując dla narzędzia, jakim posłużę się w celu rejestracji galopu własnych myśli. Cóż, pozostaje mi prosić o trzymanie kciuków oraz obiecać, że od czasu do czasu będę informowała Was o postępach. Do rychłego pisanio-czytania:)