Samotność niejedno ma imię. Większość z nas wolałaby jej uniknąć. Są też tacy, którzy wręcz jej pożądają. Nie da się jej jednoznacznie zdefiniować. Niejednokrotnie możemy także pomylić się interpretując cudzą sytuację, mierząc ją własną miarą.
Jakiś czas temu skonfrontowałam młodzież uczęszczającą na moje zajęcia teatralne, z kobietami z prowadzonych przeze mnie warsztatów motywacyjnych. Tematem przewodnim była młodość. Jak my o niej myślimy, jaka jest ona w istocie, dla tych, którzy teraz ją przeżywają. Mam tu na myśli jedynie tą pierwszą młodość, która jest młodością w sensie biologicznymJ
"Moja" młodzież pięknie opowiadała o tym, jak wygląda ich codzienność, jakich wyborów muszą dokonywać, czego się boją, a czego nie boją się wcale. Wśród wymienianych przez nich obaw pojawił się lęk przed tym, że będą musieli iść przez życie samotnie. Że nie znajdą tego kogoś, kto stanie się ich życiowym partnerem.
Chcąc ich nieco pokrzepić, powiedziałam, żeby nie skupiali się zbytnio na tej obawie, żeby zbyt dużo o tym nie myśleli, bo życie częstokroć samo podsuwa nam najlepsze rozwiązania. Opowiedziałam też o mojej znajomej, która wybrała samotność w pełni świadomie, wręcz jej pragnęła i musiała mierzyć się z zupełnie odwrotnymi oczekiwaniami ze strony swoich najbliższych. Na wszystkie imprezy rodzinne chodziła samotnie i za każdym razem musiała „tłumaczyć się” ze swoich życiowych wyborów. Irytowało ją to do czasu, kiedy jej babcia powiedziała:
- Nie przejmuj się tym, co inni mówią. Ja też pragnęłam iść przez życie samotnie. Nie chciałam wiązać się z nikim na stałe. Nie chciałam mieć dzieci… Niestety naciski ze strony moich rodziców były zbyt silne, bym mogła im się przeciwstawić. W końcu uległam i wyszłam za mąż. Cieszę się, że urodziłam córkę, a ona urodziła Ciebie. Cieszę się, że jesteś i to wynagradza mi wszystko, czego doświadczyłam wbrew własnej woli. Jednak gdybym teraz była na Twoim miejscu, wybrałabym samotność i nikt nie przekonałby mnie, żebym zrobiła inaczej.
Kontynuując swoją wypowiedź, przytoczyłam także przykład związków, w których jedna ze stron, lub obie czują się samotne. Może to wynikać z niedopasowania, z niewłaściwych wyborów, z nieumiejętności manifestowania własnych potrzeb, dążenia do ich zaspokojenia, bądź też z rezygnacji ze spełniania własnych marzeń, której dokonujemy na rzecz partnera. Nie chodziło mi o komunikat w stylu:
- Nie obawiaj się samotności, ponieważ może być fajna, albo lepsza od bycia w nieudanym związku…
Chodziło mi raczej o wskazanie, jak nieoczywistym uczuciem, zjawiskiem, stanem ciała i umysłu jest samotność.
Idąc do pracy dwa dni temu, w pełnym słońcu, w ciepły, wiosenny poranek, napotkałam na swojej drodze kobietę o kuli, którą widywałam od wielu lat. W zasadzie odkąd zamieszkałam na tym osiedlu, co miało miejsce niemal czternaście lat temu. Zaczepiała często przechodniów, prosząc o drobne. Za każdym razem pytała, czy może je pożyczyć, co, rzecz jasna, pożyczaniem nie było. Popijała trochę i czasem wygłaszała irytujące kwestie podniesionym głosem, które ja i inni przechodnie zwyczajnie ignorowaliśmy, ponieważ generalnie była „nieszkodliwa”. Zawsze sama. Z jakąś niewielką siatką w jednej dłoni i kulą w drugiej.
Tego słonecznego poranka także ją spotkałam. Kiedy zbliżała się w moją stronę, zastanawiałam się, czy mnie zaczepi, czy zapyta o drobne. Nie zwalniała kroku, nie zwracała się w moją stronę, ale kiedy już się mijałyśmy spojrzała mi prosto w oczy, uśmiechnęła się i powiedziała:
- Ale dzisiaj ładna pogoda i jak ciepło. Można pospacerować.
- Tak, to prawda – odpowiedziałam z uśmiechem.
Dziś pogoda diametralnie różniła się od tamtej sprzed dwóch dni. Lało od kilkunastu godzin, wiał nieprzyjemny wiatr, a ja szłam tą samą drogą, ściskając rączkę od parasola w dłoni. W tym samym miejscu, co ostatnio, na wprost mnie, zamajaczyła jej sylwetka. Tym razem miała czapkę na głowie, w dłoniach siatkę i kulę. Spojrzałam na nią, kiedy się mijałyśmy, a chwilę przedtem pomyślałam:
- Dziś nie powie mi, tego co ostatnio. Moknie, idzie sama, jak zawsze. Musi się czuć samotna.
Jakby w odpowiedzi na moje rozważania, uśmiechnęła się, rzuciła mi pogodne spojrzenie i powiedziała:
- Rozpadało się. Pada i pada.
Pokiwałam głową i poszłam dalej. Pomyślałam, jak bardzo można się pomylić, oceniając cudzą sytuację. Byłam tam, gdzie samotność jest trudnym, codziennym doświadczeniem dla kogoś, kto w moim rozumieniu, jest na nią skazany. Ale w tamtej chwili, nie było tam tej kobiety, podobnie, jak wielu innych, co do których moje przypuszczenia mogą być błędne. Nie jestem i nigdy nie będę w ich skórze.
Nawet jeśli przez większość życia idziemy u boku kogoś, kto bywa dla nas uciążliwy i irytujący, w chwili, gdy go zabraknie samotność stanie się ciężarem trudnym do udźwignięcia. A, jeśli tego kogoś darzymy miłością i, mimo jego przywar, czy też rozbieżności w naszym i jego postrzeganiu świata, było nam z nim zwyczajnie dobrze, ciężar będzie jeszcze większy. Gdy ten ktoś był całym naszym światem, nie tylko partnerem i obiektem naszego „zakochania”, ale także, a może przede wszystkim przyjacielem ten ciężar może być ponad nasze siły. Potrzebujemy wtedy kogoś, kto pomoże nam przebudować naszą codzienność, nauczyć się jej na nowo, poznać smak samotności i nauczyć się żyć akceptując ją.
Wiecie, co jest najciekawsze we wszystkim, o czym piszę powyżej? Że można. Można. Tak, czy siak. Można we własnym tempie, albo w takim, jakie inni pomogą nam utrzymać. Można być w tym wszystkim na całego i czerpać z każdego z tych doświadczeń tyle, ile zechcemy, ile będziemy w stanie. Można. Pod jednym warunkiem, że zachowamy w sobie dziecięcą ciekawość i przytłumimy nieco dotychczasowe doświadczenia, na rzecz robienia miejsca na kolejne. Wiem, że czasem jest to niebywale trudne, czy wręcz niewykonalne z punktu widzenia miejsca, w jakim się znajdujemy. Wiem, ponieważ sama z tym się zmagam.
Nawet po tak wielkiej traumie, jaką jest długotrwałe doświadczanie przemocy fizycznej i psychicznej, można się podnieść. Dowodzą tego przykłady tych, którzy już tam byli. Jak wokalistka, której utworem postanowiłam się dzisiaj z wami podzielić. Jeśli jesteście ciekawi, co dokładnie ją spotkało, wsłuchajcie się w tekst piosenki, przeczytajcie jej życiorys i wszystko stanie się jasne. Dlaczego dokonywała takich, a nie innych wyborów? Być może bała się samotności… Być może.
Muzyczka do kawki:
https://www.youtube.com/watch?v=tvdDYWh5k3g&ab_channel=KazHawkins
18 maja 2023