Trochę niezgodnie z kolejnością, trochę wychodząc przed szereg, pojawia się Kawka numer dwanaścieJ

Wybraliśmy się na trzy dni poza. Poza codzienne „od-do” i standardowy zapierdziel weekendowy. I nie mam tu na myśli koncertów, tudzież spektakli. Fizyczną orkę po prostu. Zresztą wczorajszy wieczór, niejako na zasadzie „zapracować na oddech”, spędziliśmy narzucając i mieszając ziemię do tuneli (Tomek) i sadząc pomidory, papryczki i ogórki (my oboje). W nocy Tomka tak rwały plecy, że kręcił się niemiłosiernie doprowadzając do mojej pobudki o godzinie szóstej rano, która to pora, „dla każdego szanującego się artysty”;), jest niczym innym, jak środkiem nocy.

Pojechaliśmy, ale… nie myślcie, że poszło gładko. Raz – dziś nasz syn miał rocznicę Komunii, w której chciał wziąć udział. Dwa – pakowanie z racji wczorajszych aktywności przesunięte na dziś po powrocie z uroczystości. Trzy – posadzone wczoraj rośliny trzeba dzisiaj było zlać na bogato. Cztery – prócz psa wędrującego z nami mamy kota, królika, rybki i patyczaki. „Wszystko” trzeba było zabezpieczyć, chociażby poprzez zakup karmy i czyszczenie kuwet, oraz zorganizować ludzi do ogarniania tematów wiadomych. Pięć – nasz pies nadal nie przepada za wsiadaniem do samochodu.

Każdy, kto czytał co nieco na ten temat w kawkach poprzednich, wie już, że pierwsze wsiadanie do auta po jesienno-zimowej przerwie trwało minut piętnaście. Drugie, minut dwadzieścia z kawałkiem. Trzecie obstawiałam na czterdzieści… z górką, co by się nie rozczarować.
Summa summarum, trwało trzydzieści siedem minut (czyli niewiele się pomyliłam:P) i nas wszystkich, bez wyjątku, wprawiło w stan osłupienia i zwątpienia. Serio zastanawiałam się już, czy go nie zostawić w piz-du.
I to moje, przez większość wspomnianych trzydziestu siedmiu minut, pozytywne nastawienie, a pod koniec desperackie, prawdopodobnie przyczyniło się ostatecznie do zakończenia „HOP!” powodzeniem.

Próbowaliśmy różnych metod. Od chwalenia za nawiązanie kontaktu wzrokowego, czy zejście ze sterty piasku, której początkowo nie chciał za nich opuścić, po otwieranie szyberdachu i wystawianie głowy na zewnątrz, żeby wsiadł wiedziony myślą:
- Pani wygląda jakoś inaczej niż zwykle. Czegoś jej brakuje. Muszę sprawdzić, co z nią nie tak.
Siedzieliśmy też w samochodzie, w milczeniu i zwątpieniu, wyciszając kolejne fale zwątpienia:
- Ja już mam dosyć, zostawmy go.
- Już to widzę. A potem przez cały czas będę słuchała co chwilę: „Ciekawe, jak Tyci”. Nie, wróć: „Jest fajnie, ale Tyci siedzi teraz pewnie pod drzwiami i płacze, albo wyczekuje odgłosów silnika, z nadzieją… o losie, on pewnie wariuje z tęsknoty!”.
- Mamo, ja go nienawidzę!
- Nie mów tak.
- Ale mieliśmy jechać. Tak się cieszyłem, a on nie chce wsiadać.
- Nie płacz, nie trzyj oczu.
- Mamo, pozwól mi spróbować, ja go nakłonię. Nie możecie się denerwować. Nawet, jeśli nic nie mówicie, on wyczuwa nasze emocje.

Zatem próbowaliśmy. Córka bawiła się z nim w ganianego, z nadzieją, że wskoczy do bagażnika, jeśli skutecznie odwróci jego uwagę. Tomek poszedł z nim na krótki spacer, z myślą, że jeśli nacieszy się spacerem, to wsiądzie chcąc odsapnąć. Wszystko na nic. Kabanosy, ciasteczka z dżemem porzeczkowym i inne pokusy. Kiedy syn zaczął płakać i żalić się na dobre, wysiadłam z auta, na niezłym wkur… i powiedziałam:
- Ja już nie daję rady! Za chwilę zacznę wrzeszczeć i pogrzebię wszystkie nasze próby. Idę zanieść klucz sąsiadom. Dajcie znać, jeśli wam się uda.
- Nieeee, mamo nie idź!
- Dlaczego? Jeśli mama nie wytrzymuje, to niech idzie.
- Nie, to ja idę z mamą.
- To idź!
- Mam tego dosyć! Wymyśliłam ten wyjazd, żebyśmy wszyscy złapali oddech, ale teraz myślę, że to bez sensu. Nie wszyscy mieliście chęć jechać, a teraz to… TEN nie chce wsiadać. Mam dosyć.
- Nie mów tak.
- Ale ja tak czuję!

Wysiadłam z auta, serio zamierzałam iść do sąsiadki, ale… zamiast tego podeszłam do bagażnika i zawołałam, zdecydowanym, podszytym wkurwem, głosem Tyciego. O dziwo, przybiegł. Pochwaliłam go tym specyficznym, piskliwym, nieznośnym dla ludzkich uszu głosikiem i powiedziałam:
- No już, wskakuj. Jedziemy.
Wzięłam „dentisticka” i podsunęłam mu pod pysk. Zainteresował się. Odsunęłam go dalej i pokazałam, że dostanie przysmaczek w środku, w bagażniku, jeśli wskoczy. Robiliśmy tak już z wieloma smakołykami, więc nie wierzyłam zbytnio w skuteczność swoich działań, ale pieseł nie odrywał swych oczu od moich i wtulał głowę w mój bok. Zupełnie jakby czuł mój wkurw i nieustępliwość. Ponownie podsunęłam „dentisticka” pod jego nos. Polizał go i próbował ugryźć, odłożyłam pyszotkę do bagażnika i powiedziałam:
- No już, weź go sobie.
Przednie łapy w środku! Wtedy starsza córa wzięła piszczącą, ulubioną psią zabawkę – świnkę i zaczęła udawać, że świnka zjada „dentisticka”.
- Zobacz, co robi świnka! Mniam, mniam, mniam… - w porównaniu z wystawianiem głowy przez szyberdach i krzyczeniem: „Gdzie jest pani?!”, to pikuś, ale też jakoś śmiesznawo zabrzmiało.
Jest! Świnka pożerająca przysmak, podziałała. Cały pies na pokładzie! Od razu nacisnęłam przycisk zamykający bagażnik, zapomniałam tylko, że sama powinnam wyjść spod opadającej klapy… Na szczęście Tyci nie miał już ochoty się cofać, został w środku, a my mogliśmy ruszyć w drogę. Kolejna lekcja cierpliwości zaliczonaJ

Żartowaliśmy po drodze ze wszystkiego, co się zadziało w związku z nakłanianiem psa do podróży, a potem każdy zajął się swoimi aktywnościami: słuchanie muzyki, drzemanie, trzymanie psa na kolanach;), rozmowa i podśpiewywanie, żeby nie zasnąć, tudzież nie zmulić się niebezpiecznie. Dotarliśmy bezpiecznie na miejsce i od razu przełączyliśmy się w inny tryb.

I niech nas to nasyci, niech nas to nakarmi. Niech brzuchy nas rozbolą od śmiechu, a nasza wiedza na temat tych, z którymi dzielimy codzienność zostanie zaktualizowana, jakby powiedział Tomek;) Bądźmy w tym. Bądźmy ze sobą i dla siebie. Bądźmy po prostu i patrzmy z uśmiechem w przyszłość, witając z radością każdą z nadchodzących chwil. Niech trwają…
I najważniejsze, że tu, na wyciągnięcie ręki, jest las… (bynajmniej nie krzyży ;P), mój ukochany i wytęskniony…

Muzyczka do kawki:
https://www.youtube.com/watch?v=L4BY-ciAoBw&list=RDL4BY-ciAoBw&start_radio=1&ab_channel=AnitaLipnicka

27 maja 2023r.