Dzień zakończenia roku szkolnego. Wypada się cieszyć... raczej. Dzieci odetchną z ulgą, my też. Nie będę musiała nikogo wyciągać z łóżka z rana, ani gonić do spania w środku nocy. Nie będę odczuwała wyrzutów sumienia, kiedy po raz kolejny trafi nam się koncert "na tygodniu", wrócimy do domu późno za późno, a dzieci nie pójdą następnego dnia na pierwsze lekcje, albo na cały dzień... Tak, to prawdziwy luksus, móc przestać się biczować;)

Świadectwa... kurcze, nie wiem, jak to działa, ale im jestem starsza i bardziej świadoma, tym mniejszą uwagę przywiązuję do stopni. Obserwując świat dookoła, innych ludzi i ich doświadczenia, znajduję nieliczne przypadki osób będących prymusami w czasach szkolnych, a następnie realizujących się w pełni zawodowo, czy pozazawodowo w życiu dorosłym. Nijak znak wynikania nie wpisuje mi się w naszą rzeczywistość. Zresztą wystarczy sięgąć po przykład, który od lat mam pod ręką. Ja - piątkowa, czy nawet szóstkowa uczennica, która pracuje w kulturze i walczy o każdy grosz mogący wynagrodzić szerego działań, które nieustannie podejmuje i mój Tomek - dwójkowo-trójkowy przez sporą część edukacji, który ma świetną pracę i motywację finansową też niczego sobie.

Wiem, wiem, praca w kulturze rządzi się nieco innymi prawami. Ale nie oznacza to, że nie mam zadawać sobie pytań o zasadność takiego, a nie innego traktowania nas - ludzi kultury. Spójrzmy na to tak. Każdy z nas potrzebuje czasem przysłowiowego "odchamienia", czyli kontaktu z twórczością artystyczną na różnych płaszczyznach i poziomach. Wielu z nas ładuje w ten sposób akumulatory, pozwala im to spojrzeć na życie z innej perspektywy, znaleźć zrozumienie w osobie twórcy, który czuje i odbiera otaczający świat podobnie.

Wielu korzysta, ale nie każdy wie, jak kiepsko wynagradzana jest praca tych, którzy obnażają swoją wrażliwość, dzielą się nią i zapraszają do własnego świata, zachwycając niejednokrotnie. Jak niedocenione są działania z zakresu ukulturalniania społeczności wszelakich, integrowania ich wokół działań artystycznych i zarażania pasją, która wręcz niezbędna jest w zdrowym, codziennym funkcjonowaniu.

No, ale ja nie o tym miałam pisać, a o końcu zmagań w szkolnych ławkach. Przynajmniej na czas jakiś. Może jednak moja "niewiara" w siłę szkolnych stopni (o ich obiektywności nie wspominając) właśnie w tym ma swoje źródło? A może także w obserwacji naszych dzieci i ich rozsnącej frustracji w starciu z systemem edukacji?

Mogłabym o tym pisać i pisać i nie wyczerpałabym nijak tematu. Ktoś złośliwy powie:
- Nie jesteś zadowolona ze swojej pracy? Z zarobków? To przestań się bawić w kulturę i zacznij pracować.
Tak, niestety... albo:
- Weź się wreszcie za jakąś poważną robotę. Skończyłaś marketing i zarządzanie, zacznij szukać pracy w zawodzie. Tam na pewno lepiej płacą.

To smutne, ale nawet bliskie mi osoby, nie rozumieją czasem dlaczego wciąż zajmuję się tym, czym zajmować się pragnę. W końcu to zupełnie się nie opłaca! No tak... a gdyby moja praca zaczęła być wynagradzana tak, jak dajmy na to praca informatyka w urzędzie (wyżej nie ośmielam się sięgać;))? Gdyby pracownicy w mojej branży zostali wreszcie docenieni poprzez odpowiednią "motywację finansową"? Co wtedy powiedzieliby ci, którzy dziś pytają "dlaczego" i "po co" nadal to robię? Chyba nie muszę odpowiadać na tak postawione pytania. A może jednak?

Powiedzieliby zapewne, że mam świetną pracę i, że robię niesamowite rzeczy. I nikt nie pytałby już, jak to możliwe, że nadal mi się chce. Mam rację? Wiem, takiego dokonałam wyboru i naprawdę nie zamierzam się skarżyć. Jednak chciałabym, aby wszyscy nierozumiejący mojej decyzji pamiętali, że to nie moja wina, że praca moja, czy moich koleżanek i kolegów "po fachu" nie jest wynagradzana tak, jak być powinna.

Może ma to swoje plusy? Każdego dnia uczę się cieszyć z małych rzeczy i doceniać to, jaką pracę ma mój mąż:P Ciesząc się jednocześnie, że ją lubi, bo w przeciwnym razie byłabym pewnie zmuszona do podjęcia innych kroków wobec samej siebie...

Tylko, czy nasze dzieci, mając coraz większą świadomość, nie tracą dodatkowo przez to napędu do "walki" o dobre stopnie? Czy to dobrze, czy też źle? Myślę, że przede wszystkim, póki mają w sobie ciekawość i głód wiedzy (tej, której aktualnie potrzebują), otwartość na świat i na drugiego człowieka, obcy jest im wyścig szczurów i, choć jest im przykro, kiedy koleżanki wyśmiewają ich wybory i codzienne postawy, potrafią iść obraną przez siebie ścieżką i czują się na niej dobrze same ze sobą, to nie mam czym się martwić:)

Gdybyście mnie zapytali teraz, jaką średnią ma jedna, czy druga z naszych córek, nie potrafiłabym odpowiedzieć. Ich średnia ocen nie określa stopnia posiadanej przez nie wiedzy, ani niczego. Może jedynie coś ułatwić im na kolejnych etapach edukacji, lub utrudnić. MOŻE lecz wcale NIE MUSI. To bywa jedynym powodem nacisków z mojej strony, lecz takich szybko odpieranych przez nasze dojrzewające latorośle. One decydują już same. Szkoda, że mi na to nie pozwolono. Choć możliwe, że poszłabym tą samą ścieżką.

A najmłodszy? Lubi dostawać dobre stopnie, więc o nie zabiega, a my go w tym wspieramy, tak samo, jak wspieramy we własnych "chceniach" jego starsze rodzeństwo. Dodam jeszcze, że obie przez całą podstawówkę, rok w rok, kończyły kolejne klasy z czerwonymi paskami (na świadectwie, rzecz jasna!). Przysięgam, nie cisnęłam na to. Ja im po prostu kibicowałam w tym, co wtedy było dla nich ważne i cieszyłam się razem z nimi. 

Mam jedno postanowienie na kolejny rok szkolny. Umacniać jeszcze sumienniej poczucie własnej wartości w naszych "maluchach". Pomóc w nauce, jeśli będzie taka potrzeba. Wspierać, jeśli zechcą postawić nacisk na lepsze wyniki - zwłaszcza, że jedna, poniekąd jest już zmuszona przez system do zwrócenia na to większej uwagi. Być dla nich wsparciem, a nie "cerberem". Być z nimi uczciwie i w prawdzie. Nie wciskać kitu, że bycie piątkowym uczniem cokolwiek w życiu gwarantuje.

Gratuluję każdemu z uczniów i każdemu z rodziców, którzy świadomie przeszli przez tych kilka miesięcy szkolnych zmagań. Życzę przede wszystkim niegasnącego głodu wiedzy i ciekawości, która skłania do stawiania pytań, a także chęci i zapału do szukania na nie odpowiedzi. Oraz zachwytów, każdego dnia i o każdej porze roku. Radości, która nie czeka na wakacje i, aby szkoła, choć nakłada na nas tak wiele ciasnych ramek, nie była już nigdy, przenigdy źródłem lęków. Wiem... to ostatnie pewnie pozostanie w sferze marzeń.

Muzyczka do kawki:
https://www.youtube.com/watch?v=q4EM1jSg92k

23 czerwca 2023r.