Bycie częścią tak dużej imprezy, jaką są spotkania z poezją śpiewaną i piosenką autorską ściągające ludzi z całej Polski, to niezwykłe doświadczenie. Ciągłe rozmowy o muzyce, dużo śpiewu, gry na gitarze i innych instrumentach, wymiana doświadczeń, podglądanie czyichś pomysłów i dzielenie się własnymi, inspirowanie się nawzajem, a nocami biesiady przy piwie i nie tylko, z muzyką nadal...

Dla nas jest to dodatkowo czas poza domem bez dzieci i wszystkich codziennych obowiązków. Czas dla nas i dla łączącej nas pasji. Możemy posiedzieć i pomilczeć, albo nagadać się do woli. Możemy słuchać i włączać się w rozmowy, możemy pójść na spacer. Wszystko zgodnie z tym, na co aktualnie mamy ochotę. My i nikt więcej.

Lubię ten czas i lubię ten spokój, który wtedy rodzi się we mnie. Lubię także nasze rozmowy z dziećmi przez telefon, kiedy z dużo większego dystansu wszystko wydaje mi się być do zrobienia i nie wymagam od nich więcej, niż chcą i mają chęć zrobić. Lubię ich pytania o to, jak nam poszło i trzymanie kciuków. Lubię ich radość, kiedy nam się udaje i dosłownie czuję tę ekscytację, która przenosi się z nas na nich, choć są daleko. Wydaje mi się, że nawet bywają z nas dumni. Na pewno są zadowoleni, że to całe nasze zaangażowanie i poświęcany czas, przynoszą oczekiwany efekt. Wiedzą, że nas to uskrzydla.

Jeszcze bardziej lubię wyjazdy na koncerty, bez konieczności mierzenia się z oceną ze strony jury, czy kogokolwiek. Wtedy jedziemy już na totalnym luzie i pozostaje nam tylko cieszyć się czasem spędzonym na scenie oraz interakcją z tymi, którzy przychodzą specjalnie po to, aby nas posłuchać. 

Kilka lat temu zarzuciliśmy wyjazdy na przeglądy. Tomek stwierdził, że za dużo mnie to kosztuje i ostatecznie przyznałam mu rację. "Po co mi to?" - pomyślałam. Po co mi te cudze oceny, mniej lub bardziej krytyczne, lecz zawsze subiektywne, które niejednokrotnie poddają w wątpliwość moje pragnienie dzielenia się własną twórczością, podkopują moją pewność siebie i odbierają mi radochę z bycia na scenie, okraszając je niechcianym i tak ograniczającym i osłabiającym mnie stresem. Odpuściłam. Powiedziałam: "nigdy więcej".

Jednak po nagraniu pierwszej płyty, wobec konieczności promowania jej i obwieszczania szerszemu światu: "halo! jesteśmy:)", przeglądy okazały się być doskonałą szansą na poszerzanie grona potencjalnych odbiorców, czy też budowanie świadomości naszego istnienia w kręgach poza naszym miastem i jego najbliższą okolicą, czy miejscami, gdzie dotychczas nas zaproszono. Zgodziłam się do tego wrócić po kilku nieznoszących sprzeciwu sugestiach, propozycjach i namowach.

Z nieco innym nastawieniem, silniejsza, pewniejsza siebie i przysięgająca sobie, że nie pozwolę już nigdy nikomu negatywnie się nakręcać, jak niegdyś to bywało. I co? Podczas pierwszej "próby charakteru" okazało się, że mało brakowało, a wygralibyśmy! Zajęliśmy mocne, drugie miejsce. Bnęliśmy w to dalej. Kolejny przegląd przyniósł rozczarowanie, małą porażkę, na którą zupełnie nie byłam przygotowana... Po nim był następny mały, wielki sukces, który dowiódł, że to jednak sinusoidalnie się układa i czasem nie do końca wiadomo według jakiego klucza. Kolejny pół na pół, lekko okraszony goryczą. Każdy z nich, każde przeglądowe wyzwanie dowodziło, że warto próbować, chociażby ze względu na niesamowitych ludzi, którzy stają na naszej drodze. Postanowiliśmy bawić się w to dalej. 

Co będzie teraz? Czas pokaże. Co to zmieni? Nieależnie od wyniku, nie powinno zmienić niczego poza nowymi znajomościami i świadomością bycia rozpoznawalnym w kolejnym gronie, co zawsze stanowi bezcenną wartość. Czy na coś liczę? Nie, z tego już zupełnie się wyleczyłam. Liczę na siebie i na Tomka, na to, że nie zgubimy po drodze radochy z tego, co robimy i, że zawsze będziemy w tym autentyczni oferując naszym słuchaczom prawdę i tylko prawdę, w otulinie naszych słów i dźwięków.

Muzyczka do Kawki:
https://www.youtube.com/watch?v=YT1iisPO4rk&ab_channel=IRA

23 września 2023r.