Pisanie po nocach jest typowe dla takich, jak ja. W końcu najlepsze pamiętnikowe teksty powstają, kiedy wszystkie inne zmysły tkwią w uśpieniu. Nie ma rozpraszaczy, nie ma zanudzaczy, codziennych wkrętów pod tytułem "muszę", "powinna", "mam dosyć". Za to jestem ja i moje myśli, a także wszystko, co umownie nazywam "natchenieniami". Jest ich mnóstwo. Czasem od ich ciężaru uginają się moje kolana.

Czy te Kawki to coś w rodzaju wpisów do pamiętnika? Jak najbardziej. Niby to trochę felietony, lecz zawsze wiedzione tym, co aktualnie mnie spotyka. Jadę autobusem i wyglądam przez okno. Czy jutro będę pamiętała tą myśl, która właśnie się pojawiła? Jak tylko uda mi się usiąść tego wieczoru do pisania, ocalę ją. Jeśli nie, przyjdzie po niej następna i kolejna, aby zapełnić nieznoszącą próżni przestrzeń.

Kiedy byłam w szkole podstawowej, miałam okropne problemy z ortografią. Stopnie ogólnie miałam dobre, lecz dyktanda skutecznie zaniżały mi średnią. Mama wpadła na pomysł, abym zaczęła prowadzić pamiętnik. Początkowo średnio mi się to spodobało, lecz już następnego dnia dostałam od niej zeszyt, bądź sama wygrzebałam go z czeluści własnego biurka (nie pamiętam) i zaczęłam pisać. Dzień po dniu, w kilku zdaniach streszczałam to, co mnie spotkało. 

W zasadzie niewiele zmieniało to w moich ortograficznych wyczynach, ponieważ nikomu nie pozwalałam tych wpisów sprawdzać. Początkowo dawałam je do przejrzenia Mamie, ale jak wpisy w pamiętniku mogą być autentyczne, skoro ktoś je czyta i poprawia w nich błędy?

Jednak pisanie codzienne, regularne, plus czytanie książek, przyniosło w końcu nie tylko oczekiwaną poprawę, lecz także smykałkę do tworzenia własnych tekstów, która początkowo objawiała się głównie poprzez poezję. Przelewając własne myśli na papier, pisałam przede wszystkim o niespełnionej, nastoletniej miłości. Taki los młodej dziewczyny, która w klasie uchodziła za kujonkę, a poza szkołą miała całą hordę kumpli i kumpelek, plus ZERO realnych, miłosnych uniesień.

Te wiersze bawią mnie dziś przeogromnie. Kiedy po nie sięgam, uśmiecham się do siebie pobłażliwie i szepczę w myślach:
- Nie jest tak źle. Życie nie skończyło się na tamtej niespełnionej miłości. A nawet znalazłam inną, prawdziwą i jedyną, najbliższą temu, czego oczekiwałam projektując sobie własne szczęście. Jestem tu, gdzie chcę być i wciąż mam odwagę marzyć, odważnie sięgając po spełnienie kolejnych pragnień. Także tych, które tobie wydawały się być zupełnie poza zasięgiem.
Wiersze wyrobiły moją wyobraźnię, rękę i oko, które stało się bardzo czujne na wszystko, co dookoła, nauczyło się wyłapywać natchenia i nadawać im kształt poprzez słowa. 

Pisałam, rzecz jasna, głównie nocą, kiedy w mieszkaniu zapadała upragniona cisza. Nad moim biurkiem, lub łóżkiem świeciła mała lampka, a ja patrzyłam przed siebie i czekałam, aż ta właściwa myśl podsunie mi pierwsze słowo, a po nim cały wers. Czasem wychodziłam z pokoju, który dzieliłam z moją siostrą i siadałam w kuchni.

Doskonale pamiętam ten stół, taboret i ścianę, na której wisiała półka na przyprawy. Pamiętam także widok z okna na oświetlone latarniami osiedle. Lubiłam go, moja M lubiła go także. Odkąd odeszła, nie lubię na niego patrzeć. Wiem, że nie znajdę tam już żadnych natchnień i chcę go zapisać pod powieką w tej ostatniej chwili, kiedy stała plecami do mnie, w polarowej kamizelce, puszczając dymka przez okno. Mocno wbrew swemu ciału, dopełniła wtedy tak dobrze znanego mi rytuału. Patrzyłam na nią i nie wierzyłam, nawet przez myśl mi nie przeszło, że to się może tak fatalnie skończyć.

Koniec? Niech będzie. Kiedyś być musiał. Za wcześnie, niepotrzebnie, głupio się stało. Lecz tak też czasami bywa i nie pozostaje mi nic innego, jak pisać i odpuszczać, pisać i odhaczać, pisać i robić miejsce dla nowych natchnień. 

Muzyczka do Kawki:
https://www.youtube.com/watch?v=EOCgJQSjBbU&ab_channel=Ka%C5%9BkaSochacka

25 września 2023r.