Chciałabym raz na zawsze wyjaśnić kwestię odmienności relacji w naszej rodzinie. Koń by się uśmiał... Nie da się przenieść własnych doświadczeń na grunt cudzego życia, nie będąc jednocześnie zmuszonym do przyjęcia innej perspektywy. Bardzo szybko może okazać się bowiem, że to, co u nas działa i sprawdza się doskonale, w cudzym życiu w ogóle nie ma racji bytu.

Pytają mnie czasem, jak to możliwe, że u nas jest tak, czy inaczej? Jak to możliwe, że rozmawiasz ze swoimi dziećmi o wszystkim, albo że twoje córki lubią spędzać czas z wami? Nie ma dobrej odpowiedzi na tak postawione pytania. Poza jedną:
- Po prostu tak to u nas wygląda.
Ale jak doszliście do tego miejsca? Jak to osiągnęliście? Tu można już się lekko rozwinąć, podając konkretne wzorce zachowań, które dla nas są ok i, które mozolnie przekazujemy naszym pociechom. Tylko tyle?
- U nas to się sprawdza.
Co nie znaczy, że sprawdzi się gdzie indziej.

Będę powracała do roli matki, ojca, czy rodzica po prostu, bo jest ona dla mnie jednocześnie źródłem wielkiej radości, bywa, że także satysfkacji, ale także ogromnej frustracji, która powraca niemal każdego dnia, sprzedając nam małe lub dużo większe kopniaki. Takie odżeźwiacze na zasadzie:
- Myślałaś, że wiesz już jak to działa? Nic bardziej mylnego.

Nie da się, po prostu nie da się opracować jednego, uniwersalnego algorytmu zachowań, ale da się wskazać pewne wyznaczyniki, pewniki, które zawsze się sprawdzają. Zresztą dotyczą one nie tylko relacji z własnym dzieckiem, czy roli rodzica, ale także wszystkiego, z czym mierzymy się w codziennym życiu. Myślę, że pierwszym i najważniejszym z nich jest UWAŻNOŚĆ. Bycie uważnym na to, co dookoła. Bycie dobrym obserwatorem. Uczenie się poprzez obserwację i szukanie odpowiedzi w sobie samym na to, co zaobserowawać nam się udało. Uczenie się także od innych.

Niejednokrotnie, będąc na spacerach z jednym, drugim, czy trzecim małym szkrabem, bywałam świadkiem rozmów innych rodziców z ich maluchami. Bywało, że budziły one u mnie przerażenie, ale częstokroć jego miejsce zajmował szczery podziw. Jak już wszyscy wchodzący ze mną w interakcję, czy też zaglądający do mojego świata, zdążyli się zorientować, jestem osóbką dosyć porywczą, której zdarza się nad wyraz często wyrzucić coś z siebie, nim jakakolwiek myśl przebije się przez zalewający ją ocean słów. Tym bardziej więc, coś drga w moim serduchu, ilekroć słyszę, jak ojciec pochyla się nad dzieckiem, które walczy o zakup nowej zabawki i mówi:
- Chodź, teraz nie czas na to. Tak, wiem, że ci się podoba to auto. Tak, jest bardzo ładne, ale dziś nie po to przyszliśmy. Jestem pewien, że auta, które już masz są równie piękne. Wiem, że chcesz, ale nie mam dziś na to pieniędzy. Proszę, odłóż go na miejsce. Pomożesz mi zrobić zakupy? Zobacz, ile mamy na liście. Z twoją pomocą na pewno pójdzie to szybciej i mamusia się ucieszy, że tak szybko żeśmy wrócili do domu. Tak, będziesz moim pomocnikiem.

Zmyślam teraz, nie jest to rzeczywista sytuacja, żadna z tych, których świadkiem bywałam, jednak mniej więcej takie momenty sprawiały i sprawiają nadal, że przystaję, wyciszam się, nastawiam na obserwację i naukę, wyciągając wnioski ułatwiające mi dalszą pracę nad sobą.

Myślę, że wielu z nas, w chwili gdy stajemy się rodzicami, popełnia ten sam błąd. Zapominamy o tym, że przed nami nie tylko zadanie wychowania, zaopiekowania się małą, ludzką istotą i otoczenia jej miłością, lecz także, niejako równolegla, potrzeba własnego rozwoju na nowej drodze, opieki i troski o siebie, otaczania siebie i naszego partnera w tym procesie (o ile go posiadamy) miłością. To jest prawdziwa szkoła życia, a konkretnie jeden z jej etapów, zatytułowany: "Rodzicielstwo", czy też "Budowanie więzi i wspólne uczenie się". Jakoś tak, a może zupełnie inaczej;P

c.d. niewątpliwie nastąpi:)

Muzyczka do Kawki:
https://www.youtube.com/watch?v=PEDyN0Gf4zg&ab_channel=maspingon

2 października 2023r.