Na ostatnich warsztatach dla kobiet chwialiłam się długo i namiętnie. Wiem już, że trzeba zauważać i doceniać postępy na własnej drodze i nie bać się mówić o sobie dobrze. Chwalenie się było większości z nas przedstawiane jako coś niewłaściwiego, kiedy byliśmy dziećmi. "Samochwała" czytana nam przed snem miała skutecznie zniechęcić nas i oduczyć "chwalenia się", które było w tzw. "złym tonie".
Im dłużej pracuję nad sobą i wspieram innych w tej ciężkiej pracy, coraz lepiej rozumiem, jak to powinno działać. Wiem już, że troska o samą siebie i miłość własna są niezbędne, abym potrafiła właściwie troszczyć się o innych, a także kochać ich zdrową miłością.
Zatem... na ostatnich warsztatach chwaliłam się. A konkretnie doceniłam dystans, z jakim podeszłam do sytuacji, niezbyt wygodnej, niekomfortowej... Mieliśmy zagrać jeden utwór w ramach kobiecego wieczoru w kinie. Jeden nasz utwór zapowiadający koncert w kolejnym miesiącu. Początkowo nie zgadzałam się na to, ponieważ wydawało mi się, że takie granie, jeszcze jako tło dla mini-pokazu mody, to "rozmienianie się na drobne", coś, czego zdecydowanie nie chcemy robić. Jednak moja znajoma z kina nie ustępowała i ostatecznie zgodziliśmy się zjawić o siedemnastej trzydzieści w kinie.
Tomek pracował przy domu. Zasuwał szpadlem, woził ziemię taczkami, średnie zajęcie na dwie godziny przed graniem... a ja krzątałam się po domu, wynosiłam, przynosiłam, sprzątałam i ogarniałam, jak zwykle. Czas mijał niepostrzeżenie, musiałam w końcu wziąć się za wybór ciuszków i mycie włosów. Najpierw przekopałam szafę w poszukiwaniu jednej z sukienek, segregując przy okazji ciuchy przeznaczone do wyniesienia na czas zimy. Potem wzięłam się za włosy.
Zwykle wystarcza mi na to pół godziny. Mycie, suszenie, układanie i gotowe. Niestety, kiedy przeszłam do etapu numer dwa, okazało się, że moja suszarka nie chce współpracować. Poruszałam kabelkiem, który od jakiegoś czasu sprawiał pewne problemy, nic to nie dało. Włączyłam suszarkę do drugiego gniazdka, milczała jak zaklęta. Rzuciłam kilka "zaklęć", nic nie dały. Stanęłam przed wyborem.
Albo mnie ta sytuacja określi i będę się wściekała, ciskała gromy, zwiążę włosy jak byle i wejdę na scenę, niezadowolona ze swojego wyglądu, albo... będę ponad tym. Zrozumiałam, że to mój moment próby, że właśnie teraz powinnam wprowadzić w życie to, czego uczę siebie i innych przez ostatnie miesiące, a nawet już lata... Wzięłam głęboki oddech, spojrzałam w swoje odbicie w lustrze i powiedziałam:
- Trudno, ogarnę to, tak czy inaczej. Włosy to nie wszystko.
Odcisnęłam je w ręczniku, nałożyłam odżywkę bez spłukiwania, pougniatałam je chwilę dłońmi i obwieściłam światu, że jestem gotowa.
Pojechaliśmy jakiś kwadrans później, włosy były już prawie suche, to plus posiadania tych cienkich i kręconych. Po drodze dokańczałam robienie makijażu, co nie udało się przed wyjściem, przez potknięcie z sukienką i z niedziałająca suszarką. Jednak wciąż trwałam w równowadze. Kiedy dojeżdżaliśmy do kina, kończyłam malować usta. Wysiadłam z samochodu pewna siebie i swojego wyglądu, spokojna i pogodzona, dziwiąc się trochę sama sobie.
Pół godziny później stałam już na scenie. Śpiewałam na luzie, żartowałam, "zaczepiałam" Tomka i kobiety, które zapełniły salę kinową po brzegu. Jak na ironię, albo na dodatek, tak jak miało być, tego wieczoru swoje ubrania prezentowała kobieta tworząca je z myślą o każdej z nas, bez względu na wagę i kształty, wychodząca z założenia, że KAŻDA z nas jest piękna. Nie ukrywam, że wpłynęło to korzystnie na mój nastrój, wyciszając resztki braku wiary.
Zaśpiewałam. Ostatecznie nie jedną piosenkę, a pięć. Tuż po usłyszałam wiele ciepłych słów, pochwał i wyrazów uznania, a stojąc w kolejce do toalety, tuż po filmie, sprzedałam naszą płytę. Było przemiło, a ja wciąż nie wytracałam dobrej energii, której pozwoliłam wziąć górę w tej krótkiej chwili prawdy, której doświadczyłam stojąc przed lustrem we własnej łazience.
Tym się chwaliłam, to napawało mnie dumą, to dowiodło, że jednak powoli wkraczam na wyższy level, czyli dokładnie tam, gdzie od tak dawna chciałam się znaleźć. A suszarka? Trafiła na Tomkowy stół w garażu, miał do niej zajrzeć w wolnej chwili. Zanim to zrobił, włączył ją do kontaktu. Zaklęłam siarczyście, rzucając, że "on to ma cudowne ręce" i, że powinnam była go wtedy zawołać. Zaśmiał się tylko i stwierdził, że i tak do niej zajrzy, bo z pewnością jest jakiś problem z kabelkiem, że raz łączy, a raz nie... uhm. Przeczytajcie koniecznie kolejną Kawkę 169:P
Muzyczka do Kawki:
https://www.youtube.com/watch?v=blxbwb6ObDQ&ab_channel=AnitaLipnicka
28 października 2023r.