Ciąg dalszy właśnie następuje. Następuje każdego dnia, przy okazji każdego z wyzwań, któremu muszę stawić czoła. Uczę się go, zdaję sobie sprawę z tego, że jest i poskramiam... coraz skuteczniej. Dzięki temu powraca niezwykle rzadko i nie czyni już tak wielkich spustoszeń w zakamarkach mojej duszy.

Wtedy, na szkolnym korytarzu, tuż po tym jak spętał mnie po raz pierwszy, byłam pewna, że już na zawsze ze mną zostanie. No bo jak niby zapomnieć o czymś takim? Piątkowa uczennica idzie do tablicy, zupełnie nie obawiając się pytań, które padną za chwilę, bierze kredę do ręki i kiedy ma już wpisywać kolejne wartości do tabelki funkcji trygonometrycznych, nie wie. Nie wie nic, nawet tego, od czego mogłaby zacząć. Sinus trzydziestu stopni. Jedna z najczęściej powtarzanych wartości, wchodząca niemal z automatu na każdej kartkówce i sprawdzianie, przy każdym rozwiązywanym zadaniu. Tym razem nic. Przerażająca, ziejąca chłodem możliwych konsekwencji pustka.

Ta Kasia w ciągu kilku minut stała się kimś nieco innym i dużo bardziej lękliwym, jeśli chodzi o jakiekolwiek występy na forum. Ta Kasia, kilka miesięcy później, podczas wyjazdu wakacyjnego z rodzicami, nie mogła utrzymać łyżki w dłoni, mając świadomości, że prócz niej, zupę je dwadzieścia innych osób siedzących tuż obok. Ta Kasia witała każdą, kolejną lekcję z przerażającym lękiem, na tyle silnym, że kilkoro nauczycieli zupełnie zwolniło ją z odpowiedzi ustnych. Chodziła do tablicy pod warunkiem, że odpowiedziała twierdząco na pytanie:
- Kasiu, spróbujesz? Dasz radę?

Całe szczęście, że nadal była "piątkową uczennicą". Dobrze wypadała na sprawdzianach i kartkówkach, zachowywała się na lekcjach, jak należy, nie było się o co przyczepić. Tylko jeden nauczyciel - sor od angielskiego, w nosie miał prośby Kasi oraz jej wychowawczyni, aby nie brać jej do odpowiedzi. Prosił ją nadal o przepisanie poprawnie przetłumaczonych zdań po kolejnej kartkówce. Sam w tym czasie chodził po klasie i opowiadał dowcipy, aby odwrócić uwagę kolegów i koleżanek siedzących w ławkach od Kasi, walczącej z dłonią trzęsącą się tak bardzo, że, aby móc pisać, utrzymać kredę, musiała jedną dłoń podtrzymywać drugą i kontrolować jednocześnie oddech, by nie paść pod tablicą z niedotlenienia.

Dziś jestem mu wdzięczna za ten upór. To dzięki niemu, w tym morzu lęku i niepewności, mogłam poczuć, choć przez chwilę, że coś w sobie pokonałam, że udało mi się zrobić mały kroczek w stronę światła, czyli dokładnie tam, gdzie mogłabym być wolna od paskudnych emocji czyniących moje ciało totalnie podporządkowanym lękowi.

W sumie niewiele udało mi się zmienić przez kolejnych kilka lat. Dopiero na trzecim roku studiów, kiedy finanse moich rodziców wyglądały na tyle marnie, że mój wyjazd z chłopakiem w góry, uzależniony był od tego, czy zarobię co najmniej część potrzebnych środków, zrobiłam pierwszy, naprawdę znaczący krok na drodze do uzyskania kontroli nad paskudą szczerzącą się w złośliwym uśmiechu, ilekroć padałam pod jej naporem na kolana...

c.d.n.

Muzyczka do Kawki:
https://www.youtube.com/watch?v=m98MBACe1xk

5 listopada 2023r.