Wczoraj byłam z Tomkiem na randce, takiej spontanicznej... wynikającej z potrzeby redukcji oddaleń wszelakich i zakłóceń codziennych, które niekorzystnie wpływają na naszą relację. I... było tak, jak powinno być. Tak, jak zawsze. Tak, jakby czas stanął w miejscu. Dlaczego nie może tak być codziennie?
Dlaczego, kiedy jedziemy na przegląd, albo inne występy gościnne, kiedy gramy koncert, bliżej lub dalej naszego miejsca zamieszkania, kiedy "wyrywamy" te chwile z naszej codzienności... jest, jakoś tak, naturalnie blisko nam do siebie? A może pytanie powinno brzmieć zupełnie inaczej? Dlaczego każego dnia, między jednym "wstawaj", a drugim, w harmonogramie codziennych zdarzeń, w plątaninie przymusów i konieczności... dlaczego wtedy nie jest tak właśnie? Dlaczego miewamy wtedy wrażenie oddalania się od siebie? Po co?
Po co? - to było jedno z pytań-kluczy w naszym związku. Uderzyłam się w palec u stopy, kopiąc nim w wystający fragment płytki chodnikowej, albo krawędź mebla, skakałam z sykiem na jednej nodze, "błogosławiąc" napotkaną przeszkodę, a Tomek pytał, swoim opanowanym, nieco monotonnym głosem, w odpowiedzi na moje:
- Ależ przyrżnęłam!
- Po co?
Wobec takiej odpowiedzi byłam i nadal jestem bezsilna. Po co? A po ch...! To się w takich momentach drastycznych nasuwa. Lecz rozum podpowiada, by nie mówić tego na głos, zachować dla siebie. A poczucie humoru wtóruje mu, dodając:
- W sumie fajnie byłoby móc złapać dystans do wszystkiego, co nas spotyka. Zaśmiać się, otrzepać i pójść dalej. Czy stało się coś? Nie, palec cały. Zatem... w czym problem?
Kiedyś jednak przyrżnęłam w krawężnik z taką mocą, że złamałam sobie palca u stopy. Jak na ironię, tego środkowego. I...? I nic. Byłam wtedy w trzeciej ciąży, spodziewaliśmy się następnego owocu naszej miłości, podczas, gdy dwa pozostałe domagały się wspólnego czasu wakacyjnego, koniecznie na wyjeździe. I pojechaliśmy, tak jak było zaplanowane. Mimo jedenastego miesiąca ciąży i złamanego palca, prosto w góry. Mało tego... ja po tych górach chodziłam. Zdobyłam z młodym w brzuchu, dwa szczyty. Palca, przed wyjściem na szlak, usztywniałam bandażując go razem z sąsiednim i zakładałam buty szerokie w stopie... głupota? Bo ja wiem...
Po co robimy sobie to, co robimy przejmując się zanadto? Wkręcając się w codzinną bieganinę na tyle, że gubimy po drodze sensy wszelakie i oddalamy się od samych siebie. Takich, jakimi najbardziej chcemy i lubimy być, takich prawdziwych. A oddalając się od siebie, oddalamy się także od tych, którzy są naszemu sercu najbliżsi.
Ślubuję zapraszać męża na randkę za każdym razem, kiedy poczuję, że sterta niechcianych odpadów codzienności narasta między nami i dookoła nas. Ślubuję zapraszać go także wtedy, kiedy jest całkiem spoko, ale czasu na rozmowę, tylko we dwoje, ewidentnie brakuje. Ślubuję nie zapominać o wszystkim, co nas połączyło i dbać o to i pięlęgnować i wracać do tego, ilekroć poczuję, że mam już powyżej uszu naszego mijania się i oddalania. Niech to we mnie pracuje, niech to buduje mnie i naszą relację. Doskonale wiem, "po co" powinnam to robić:)
Muzyczka do Kawki:
https://www.youtube.com/watch?v=9qRbjK4KPFc&ab_channel=Maanam-Topic
9 listopada 2023r.