Dawno mi się nie śniła, nawet zaczęłam się zastanawiać, czy to już? Czy poszła już dalej, na tyle daleko, że nie będzie szukała już kontaktu ze mną... według mnie "coś" jest w tych snach, nie biorą się z niczego.
Pisałam już wielokrotnie w poprzednich Kawkach, że ja w zasadzie nie sypiam, a przekraczam wrota alternatywnej rzeczywistości. Ledwie zamknę oczy i pozwolę głowie przejąć władzę nad ciałem, wprowadzić je w senny trans, a już pierwsze obrazy pojawiają się pod powieką. Niezależnie od tego, czy jest to osiem godzin przespane ciurkiem (tak lubię najbardziej), czy piętnastominutowa drzemka, dzieje się...
Dzieje się niezwykle dużo. Jeżdżę z miejsca na miejsce, organizuję, spotykam ludzi, gram koncerty i spektakle, przytulam się do tych, których w świecie rzeczywistym już nie ma, albo do tych, do których w tym świecie nie mam jak się przytulić... Czasem przeżywam bliskie relacje z tymi, których od wielu lat nie widziałam i nie myślałam o nich co najmniej od kilku miesięcy. Skąd się biorą w moich snach?
Często słyszę tłumaczenie, w odpowiedzi na moje opowieści o snach, które przychodzą:
- Przyśniła ci się, bo o niej myślałaś.
A jeśli nie myślałam o niej wcale? Jeśli jest to koleżanka ze szkoły średniej, którą, umówmy się, widziałam ostatnio dawno temu, i nagle pojawia się w moim śnie, w sposób niemal rzeczywisty, a z pewnością bardzo konkretny... to co wtedy?
Prócz opowieści o snach, piszę też o pewnych zdolnościach, które, mam wrażenie, posiadam. Ściąganie myślami, zapraszanie do współdziałania, czy odczytywanie tego, co spotyka mnie w sennej rzeczywistości w sposób ułatwiający mi zrozumienie materialnego, namacalnego świata.
Niewątpliwie o mamie myślę każdego dnia. Mniej lub bardziej intensywnie, ale jednak. Czyli w tym wypadku, trudno byłoby mi przekonać kogokolwiek, że nie "ściągnęłam jej myślami". Śni mi się często, a w zasadzie do niedawna, śniła mi się niemal każdej nocy. Wczoraj, kładąc się do łóżka, pomyślałam:
- Dawno mnie nie odwiedziałaś. Chciałabym się z tobą spotkać. Może dziś?
Przyszła. Sen był nieco dziwny, straszny i zabawny zarazem. Byłam w obcym mi miejscu, zupełnie jakbym przyjechała do czyjegoś domu na nocowanie. Kiedy szykowałam się już do spania, chciałam jakieś ciuchy, leżące na wierzchu, włożyć do szafki. Wcisnęłam je do środka, nie wczuwając się zbytnio i zaczęłam zamykać drzwiczki. W tym momencie ciuchy wypadły tak, jakby ktoś wypchnął je ze środka. Uśmiechnęłam się (nie wiedzieć czemu), podniosłam je i wepchnęłam z powrotem, nieco bardziej zdecydowanym gestem. Od razu wypadły.
Stanęłam przed szafką i zapytałam:
- Jesteś tutaj?
Na podłogę wypadła kolejna "porcja" ubrań ze środka.
- Jesteś stąd?
Następna...
Pomyślałam, że to jakiś duch osoby, która tu mieszkała. Tylko, czym było "tu"? Nie wiem dlaczego, ale przyszła mi na myśl jakaś młoda dziewczyna, zupełnie jakbym znała historię tego miejsca, ale kiedy zapytałam o to, nic z szafki nie wypadło. Wzięłam to za "nie".
- To ty, mamo?
Spora stertka ciuchów znalazła się na podłodze.
- Co ty tutaj robisz? Chcesz mi coś powiedzieć?
Z kolejnej szafki wypadły ubrania. Teraz, kiedy o tym myślę, wydaje mi się, że może chodziło o te ciuchy, które wciąż zalegają w szafach w mieszkaniu jej i taty... może powinnam wreszcie je rozdać? Coś z nimi zrobić?
- Chcesz mi powiedzieć, że ciągle z nami jesteś?
Ciuchy wypadły zarzucając resztki wolnej przestrzeni na podłodze, przygasło światło, ale ja nie bałam się wcale. Uśmiechałam się. Wiedziałam już, że to ona i cieszyłam się na to spotkanie. Nagle na fotelu stojącym po mojej lewej stronie, dostrzegłam zarys postaci. Kiedy ruszyłam w jej stronę, wstała i stanęła jakby w strudze światła tak, że mogłam ją zobaczyć.
To była ona, ale nie uśmiechała się jak zwykle. Jej twarz nie była blada, raczej taka różowawa, choć przez chwilę wydawało mi się, że wzdłuż linii włosów lekko sina. Włosy miała trochę w nieładzie, jakby chwilę wcześniej wstała z łóżka. Podeszłam bliżej i położyłam dłonie na jej policzkach. Była tak bardzo sobą, wszystko się zgadzało. Miała ciepłą twarz. Głaskałam ją po policzku.
- Ty ciągle tutaj jesteś?
- Tak.
- Mamo, jesteś na mnie zła?
Nie wiem, czy kiwnęła głową, czy coś powiedziała, a może po prostu nie pamiętam. Wiem, że znałam odpowiedź na to pytanie: "tak". I wiedziałam dlaczego... Podczas choroby mamy i jej odchodzenia, odpadłam zupełnie. Leciałam na lekach uspokajających, byłam rozedrganym kłębkiem nieszczęścia i nerwów, nie dawałam rady. Nie byłam tak blisko i tak często, jak być powinnam, ponieważ każdy kontakt z nią zasysał mnie coraz bardziej w bezdenną otchłań, z której nie widziałam szans powrotu. Musiałam zatroszczyć się o siebie. Jak to powiedział Tomek, pewnego dnia, kiedy wróciłam od niej: "Może czas wreszcie skupić się na tych, którzy chcą jeszcze żyć."
W tym dzisiejszym śnie, kiedy stałam tak i trzymałam jej twarz w dłoniach, wiedziałam, że jest zła także dlatego, że podjęła takie, a nie inne decyzje, że poddała się, choć ja to już zaczynam rozumieć. Podobnie, jak mnie to wszystko przerosło, ją przerosło także i nie ma w tym nic dziwnego. Niejeden wymiękłby w podobnej sytuacji. Wiem, zawsze powtarzała, że nie wolno się poddawać, że ona na pewno by się nie poddała...
- Mamo, ja nie dałam rady, po prostu. To było ponad moje siły. Byłam za słaba. Teraz bym sobie poradziła, wtedy nie byłam w stanie. Wybaczyłam to sobie i proszę, ty wybacz mi także.
Choć milczała, wyraz jej twarzy złagodniał, a w oczach pojawił się cień uśmiechu.
- Mamo, tak bardzo za tobą tęsknię.
Przytuliłam się do niej, nie wzbraniała się, ale nie uścisnęła mnie tak, jak ja ją. Czułam jednak ciepło bijące od niej. Życie...
- Mamo, czy ty jesteś w poczekalni? - nie chciałam nazywać tego czyśćcem i pomyślam o tym, mówiąc te słowa. Nie do końca wierzę w nazwy i opisy miejsc, których uczono mnie od dziecka. A może nie wierzę w nie już wcale???
Nie odpowiedziała, ale miałam pewność, że chciała mi powiedzieć, że jest wciąż blisko, że powinnam o tym pamiętać i prosić ją o pomoc, kiedy tylko będziemy jej potrzebowali, że ona wciąż tu będzie... dla nas.
- Nie chcesz odejść?
Pokiwała głową, albo powiedziała "tak", nie mam pewności. I to mi do niej pasowało. Mimo, iż pozwoliła, aby choroba wzięła górę na tej ostatniej prostej, mimo, iż powiedziała "pierdolę to" i przestała walczyć, mimo, iż teraz może tego żałować, to nie odejdzie, nie zostawi nas, wciąż będzie blisko. Bo tak! Jej nieuległość, upór i zdecydowanie, wolne od obciążeń chorego, umierającego ciała, wzięły górę.
W jej oczach pojawił się błysk. Tak, jakby ktoś uchylił drzwi niewidoczne dla mnie, wypuszczając spoza nich promień światła. Choć spojrzała w tamtą stronę tęsknym wzrokiem i zupełnie przestała zwracać uwagę na mnie, nie ruszyła z miejsca. Chce tutaj zostać. Sama chce zdecydować, kiedy przekroczy tamte drzwi.
W pewnym momencie powiedziała coś w stylu:
- U nas jest tak...
Czy też:
- A u nas to...
I nie była tym ani wkurzona, ani zachwycona, raczej obojętna. Trochę mnie to zasmuciło. Czy jej się tam nudzi? Choć, z drugiej strony, mam pewność, że nie jest sama.
Miałam też wrażenie, że chciałaby, aby relacje w naszej rodzinie wyglądały inaczej, ale to już zupełnie inna para kaloszy.
Zniknęła tak samo szybko, jak się pojawiła. Ktoś wszedł do pokoju, a ja zaczęłam opowiadać o tym, co się działo z ciuchami, zbierając je w międzyczasie z podłogi. Tak jakbym chciała wytłumaczyć się z panującego dookoła bałaganu. A potem szykowałam się do snu nadal, nie mając zupełnie ochoty wychodzić, albo przenosić się do innego pokoju. Czułam jej obecność i dobrze mi z tym było. Nie bałam się. No bo, jak niby miałabym się bać?
Muzyczka do Kawki:
https://www.youtube.com/watch?v=6PPWcUDrkLU&ab_channel=UrszulaVEVO
10 listopada 2023r.