Jestem po nieprzespanej nocy. Cudownej nocy. Nocy niezapomnianej, nocy bardzo chcianej, nocy stanowiącej powiew wszystkiego, czym karmię swoją duszę z upodobaniem. Nocy wypełnionej dźwiękami i spotkaniami, bliskością i czułością, uważnością. Nocy pełnej uśmiechu. Nocy, która zaczęła się lekką spiną, a zakończyła totalnym luzem. Nocy, w której padło wiele chcianych i potrzebnych słów. To była noc w dniu moich urodzin i prawie w tym dniu...:)

Wczoraj, tuż po godzinie dziewiętnastej, rozpoczął się mój koncert urodzinowy. To było trzecie nasze wydarzenie okolicznościowe w tym temacie. Trzecie urodziny Kasi w wersji koncertowej, jak sobie to trzy lata temu wymyśliłam i cieszę się, że dzieje się nadal.

Trzy lata temu moja Mama była w bardzo złej kondycji zdrowotnej, choroba zabierała nam ją, dzień po dniu. Podskórnie zaczynałam czuć, że nie ma już odwrotu, że ona już nie wróci. Nie taka, jaką ją znałam, nie taka, jaką sama chciała być. W mojej głowie kłębiło się od mrocznych myśli, niepotrzebnych rozliczeń, smutku i żalu, niepewności i niewiary, cierpienia. Zbliżał się dzień moich urodzin, a ona w tym dniu miała kolejne badanie. Kolejne, które miało nam odebrać nadzieję...

Jak świętować w takich okolicznościach? Może po prostu? Tak, jak się pragnie. By nakarmić duszę, która już wiedziała. Wiedziała o wszystkim, co nieuniknione i o tym, że nie można cierpieć bez końca... ostatecznie ciało jest tylko mieszkaniem.

Poszłam za głosem jej i Małej Dziewczynki, która chciała się bawić i uśmiechać pomimo. Chciała złapać oddech. Powiedziałam:
- Marzę o tym, aby w dniu własnych urodzin zagrać koncert. Zaprosić na niego znajomych i rodzinę, każdego, kto zechce wziąć w nim udział.
Dodam jeszcze, że tamten czas, prócz choroby mojej Mamy, naznaczony był piętnem wojny na Ukrainie. Graliśmy w związku z tym koncerty, podczas których prowadzono licytacje na rzecz uchodźców. Staraliśmy się pomagać na tyle, na ile było to możliwe.

Dlatego także rzuciłam się w ten pomysł na koncert urodzinowy całą sobą. Chciałam, dla oddechu i odmiany, zagrać go dla siebie i dla swoich znajomych. Chciałam oderwać się na kilka godzin od wszystkiego, co zajmowało moje myśli na co dzień. Uwolnić na chwilę od ciężaru lęków, które dźwigałam od wielu tygodni. Nie uwolniłam się jednak od myśli, że Mama nie może być w tym dniu razem z nami...

Mimo to, zagraliśmy i było naprawdę pięknie. Na koncert przyszły osoby, z którymi zwykle spotykam się przy okazji różnych okazji, ale przyszły także te, z którymi nie zobaczyłabym się w tym dniu, gdybym zorganizowała urodziny we własnym domu. I o to chodziło. Chodziło o jak najszerszą wymianę dobrej energii. Tej od nas, ze sceny, z tą płynąca od widowni, która była dla mnie wtedy na wagę złota. Zresztą dziś jest podobnie.

Kiedy zbliża się TEN dzień, łapię różne nastroje. Choć nie lubię tego robić, zaczynam podsumowywać, i rozliczać samą siebie z tego, które z zeszłorocznych życzeń udało mi się spełnić i dlaczego nie wszystkie. Koncert okazał się być doskonałym antidotum na rodzącą się wtenczas frustrację. Przekonałam się o tym dwa lata temu, rok temu, a także wczoraj. 

Choć moje urodziny są dzisiaj, postanowiliśmy przesunąć datę koncertu o jeden dzień. Nie sądziłam, że jam session wywiąże się tak spontanicznie i przeprowadzi nas łagodnie w czas właściwego świętowania oraz, że o północy usłyszę gromkie "Sto lat" śpiewane przez tych, którzy postanowili zostać z nami do końca, do ostatniego światła i gościa.

Tym razem nie byliśmy na scenie sami. Drugą połowę koncertu zagrali wraz z nami nasza młodsza córa oraz zaprzyjaźniony gitarzysta i wokalista. Z obydwojgiem pracuje nam się swietnie i myślę, że słuchacze to czują i, że przekłada się to na nieco inne, lecz równie atrakcyjne doznania. Cieszę się, że młoda gra na klawiszach i, że chce grać z nami. Cieszę się, że starsza chwyciła tej nocy za mikrofon, choć broniła się przed tym straszliwie, i zaśpiewałyśmy razem kilka coverów. Cieszę się, że syn także był z nami na scenie i przenosił się tylko z jednego cajona na drugi, czy też śpiewał, stojąc tuż obok. 

Czy mogłam sobie to wymarzyć lepiej? Koncert, czyli patent już dwukrotnie sprawdzony, a potem spontaniczne muzykowanie do późnych godzin nocnych, w rodzinnym i pozarodzinnym gronie oraz pogaduchy do piątej rano, po powrocie do domu. Z wrażliwością, z radością, ze śmiechem i dystansem, ze spokojem, na pograniczu pełni. Czego chcieć więcej???

Muzyczka do Kawki:
https://www.youtube.com/watch?v=joQVWAF45K8

24 marca 2024r.