Świętowanie urodzin to dosyć zabawna sprawa. Niby człowiek robi, co chce, a z drugiej strony częstokroć nie może robić tylko tego, co chce. Bo, na przykład, musi w tym dniu być w pracy, czy w szkole. Bo, tak jak ja rok temu, musi w tym dniu być na przeglądzie ze swoim młodzieżowym teatrem i pocieszać ich po niedostrzeżonym i niedocenionym przez jury występie. Bo, tak jak ja dzisiaj, musi pojechać po nagłośnienie pozostawione w restauracji, gdzie dzień wcześniej zagraliśmy koncert i dygać je po schodach, w górę i w dół.
Oczywiście to był mój wybór, zgłosiłam się na ochotnika. Lecz, czy było to moje chcenie?
Trochę prowokuję, rzecz jasna. Pojechałam po sprzęt razem z Tomkiem, bo chciałam. Chciałam wyjść na jakiś czas z domu, ponieważ wieczorem mieli odwiedzić nas znajomi i "kawałek" rodziny, a dzieciaki nie mogły już wytrzymać podkręcanego przeze mnie napięcia. Po nieprzespanej nocy, wstaliśmy dosyć późno i dopadła mnie twarda rzeczywistość pt.: "Niewiele wczoraj ogarnęłam".
"Wczoraj" była sobota. Był "przeddzień" moich urodzin i wieczorny koncert, który zmusił mnie do skupienia uwagi na własnym ciele na jakieś dwie godziny przed wyjściem i wyłączenia się ze zwyczajowych, sobotnich zabiegań. Dlatego pobudka tuż po dwunastej w niedzielę, spadła mi na głowę lawiną spraw do ogranięcia z myślą, że wieczorem będę miała gości!
To nic, że dzieciaki chodziły za mną i powtarzały: "zostaw to, nie rób tego dzisiaj". To nic, że Tomek przekonywał mnie mówiąc: "Kasiu, czy oni przychodzą na inspekcję?". I to nic, że słyszałam: "my to zrobimy". Nie wierzyłam. W końcu przestałam wierzyć w każde ich słowo i zapomniałam o ekstazie z minionej nocy, przytłoczyła mnie przyziemność, którą jak najszybciej chciałam uporządkować i odhaczyć z własnej listy "must done".
Właściwie to dzieci wyrzuciły mnie za drzwi, czy też Tomek mnie za nie wypchnął, ciągnąc ze sobą;)
- Pojedziesz ze mną, a oni to wszystko ogarną.
Kiedy chwilę później siedziałam już w aucie, dopadły mnie wyrzuty sumienia.
- Po co ja w zasadzie tak się denerwuję? Po co chodzę po chałupie i dziamgolę? Już się pochwaliłam, że jest lepiej... już rozgłosiłam wszem i wobec, że lepiej panuje nad nerwami, a tu proszę! Znowu to samo.
Jednak już po chwili sobie wybaczyłam. Grunt, to wyciągnąć wnioski i nie rozpamiętywać, nie biczować się, odpuszczać.
Kiedy dotarliśmy na miejsce, skupiłam się na noszeniu sprzętu, rozmowie z właścicielką restauracji, a potem spacerze, na który się wybraliśmy, żeby zobaczyć, co też można zjeść w Food Truckach, które od dwóch dni stacjonowały w Centrum. Kupiliśmy coś, coś wrzuciliśmy na ząb, coś wzięliśmy też dla dziewczyn, do spróbowania, zmardzliśmy lekko i trochę zmokliśmy, a potem udaliśmy się na zakupy z myślą o wieczorze. Tak, moje urodziny wypadły w tym roku w niedzielę handlową, co nieco ułatwiło nam sprawę.
Po powrocie do domu, z kilkoma siatami, choć miała być tylko jedna, upewniłam się o słuszności podjętej decyzji. Dom względnie ogarnięty, a na dodatek piękny tort na wykończeniu, co naprawdę solidnie mnie zaskoczyło. Do tego synio zrobił równie piękny napis "KASIA 45" i zawiesił go nad wejściem do korytarza.
Czyli jednak można odpuścić? Można. Można skupić się na sobie? Można. Można pozwolić sobie na świętowanie i nie pilnować wszystkiego i wszystkich, nie kontrolować stale? Jak najbardziej.
Wieczorem, kiedy goście, spodziewani i spodziewani nieco mniej, zebrali się dookoła naszej kuchennej wyspy było tak gwarnie, że z trudem wyłapywałam poszczególne słowa. Wszyscy mówili naraz, jedni przez drugich, a ja uśmiechałam się od ucha do ucha, tkwiąc w tym przyjacielskim ulu. Czułam i nadal czuję ogromną wdzięczność za ten czas, za to, że ich wszystkich mam:)
Muzyczka do Kawki:
https://www.youtube.com/watch?v=aqjaCIoeRVs&ab_channel=KasiaiTomek
25 marca 2024r.