Przerażają mnie dzieciaki oceniające inne dzieciaki w sposób zupełnie pozbawiony empatii. Bardzo delikatnie to ujęłam. Najdelikatniej, jak potrafię. W rzeczywistości bowiem zupełnie inne słowa wychodzą ze mnie, kiedy słyszę, jak jakiś młody człowiek, najczęściej idący w grupie dodającej mu odwagi, krzyczy w stronę innego młodego człowieka: "Ty ...". Wykropkowane miejsce można wypełnić na wiele sposobów.

Długo zastanawiałam się, czy ja sama będąc dzieckiem bywałam tak okrutna? I niestety, muszę przyznać, że częściowo tak. Nie krzyczałam może wyzwisk za koleżanką, czy kolegą idącym korytarzem, czy osiedlową alejką, ale zdarzało mi się powtarzać przezwiska przyklejone do kogoś przez masy. Przykład? Był w naszej szkole chłopak, który dawał nam nieźle popalić. Za mojej kadencji od dawna święcił już swoje tryumfy, będąc trzy klasy wyżej ode mnie (nie jestem pewna, czy którejś nie powtarzał). Miał dosyć potężną budowę. Prócz ponadprzeciętnego wzrostu, jego ciało rozrastało się dosyć mocno do przodu i na boki, czyniąc go nieco przerażającym dla nas wszystkich. 

Nie wiem, czy najpierw były jego parszywe występki, czy przezwisko. Nad tym zaczęłam się zastanawiać dopiero będąc w szkole średniej i nieco później, już po studiach, kiedy obejrzałam program z jego udziałem. Dotyczył on metamorfoz osób z poważną nadwagą, które pod okiem trenera i dietetyka uczestniczyły w kilkumiesięcznym programie mającym odmienić ich los. On był już po przemianie. Było go co najmniej o połowę mniej. Opowiadał o drodze, którą przeszedł, o tym, jak w czasach szkoły podstawowej był postrachem uczniów, jak agresją maskował własne frustracje, jak trudne miał dzieciństwo, które wpłynęło niekorzystnie na jego nawyki żywieniowe itd. itp. Powiedział także o młodszych dzieciach, które uciekały przed nim, kiedy pojawiał się na szkolnym korytarzu, albo osiedlowej alejce, krzycząc: "Gruby idzie!".

I wtedy mnie trzepnęło zdrowo. Dotarło do mnie bowiem, że ja także z tym okrzykiem na ustach uciekałam z placu zabaw, kiedy on się tam pojawiał. Bałam sie go, jak wszyscy, ponieważ widziałam nieraz jak potrafił potraktować kogoś, kto nie zszedł mu z drogi. Wystarczyło, że lekko pchnął, a gość lądował na ścianie. Wystarczyło, że powiedział jedno słowo, swoim gardłowym głosem, a gościówa uciekała z płaczem.

Czy powinnam siebie za to winić? Teoretycznie nie, bo przecież miałam prawo odczuwać strach w kontakcie z tym człowiekiem. Czy mogłam zachować się inaczej? Jasne, tylko wtedy nie zdawałam sobie z tego sprawy. A może zdawałam, bo zawsze byłam ponadprzeciętnie wrażliwa, ale nie miałam dość odwagi, aby to zrobić. Do czasu.

Moja przyjaciółka opowiedziała mi kiedyś o jego sytuacji rodzinnej. Jestem pewna, że rozmawiałyśmy o nim i ona, dużo odważniejsza ode mnie, stwierdziła, że to jest dzieciak, jak każdy inny i, że ona się go nie boi. Jeśli dobrze pamiętam, rozmawiała z nim kiedyś, podczas gdy ja trzymałam się na bezpieczną odległość, i bardzo mi tym zaimponowała, dając jednocześnie do myślenia... 

Przestałam krzyczeć, czy nawet mówić "Gruby idzie!", zamiast tego zaczęłam używać jego imienia (wcześniej też go używałam, ale zawsze w parze z przezwiskiem). Reagowałam też, kiedy koleżanki uciekały z krzykiem, mówiąc, żeby tego nie robiły, że jak nie będziemy go zaczepiały, to on nas też nie ruszy. Jednak wciąż trzymałam się na bezpieczną odległość i drażnił mnie swoim zachowaniem, które było niczym woda na młyn wszystkich, którzy za nim pokrzykiwali, czy uciekali kiedy się zbliżał.

W tym programie o metamorfozach, płakał. Kiedy doszedł do tematu rodziny, ale także sytuacji, które miały miejsce w czasach szkolnych, w relacji z rówieśnikami, głos załamał mu się po raz pierwszy. Coś chwyciło mnie za gardło, z trudem powstrzymałam łzy. Niepotrzebnie... Trzeba było sobie popłakać razem z nim. Nad jego przeszłością, a przede wszystkim nad własną nieświadomością:/

Muzyczka do Kawki:
https://www.youtube.com/watch?v=3BnfiJnHXvk&ab_channel=KortezOficjalnyKana%C5%82

26 marca 2024r.