Oprócz zajęć teatralnych z młodzieżą i dorosłymi, bawię się trochę w teatr z dziećmi. Początkowo były to zajęcia z bajkotworzenia dla dzieci młodszych, takich w wieku pięć do dziewięciu lat, jednak moje bajkowe dzieci, wraz z biegiem lat, urosły i nadal do mnie przychodzą. Obecnie większość z nich ma już jedenaście, czy dwanaście lat. Tylko dwoje ma mniej niż dziesięć. Dlatego profil moich zajęć się zmienił, a w zasadzie wymusili to dorastający uczestnicy. Zamiast wykonywać ilustracje wokół wybranego wspólnie, lub zadanego przeze mnie, tematu, a następnie wysłuchiwać bajek, które napisałam pod wpływem zebranych od każdego pomysłów, zaczęliśmy tworzyć mini-spektakle na tematy, które są dla moich bajkotwórców obecnie istotne. Bajka wciąż nam towarzyszy, lecz poważne historie wkradają się coraz bardziej zdecydowanie, domagając się mojej uwagi i działania...
To nie znaczy, rzecz jasna, że bajka nie może być poważna. Może. Chodzi mi raczej o wydźwięk tego, o czym rozmawiamy, problemów, jakie poruszamy oraz tego, o czym chcemy mówić ze sceny. Dotychczas moje bajkowe dzieciaki chciały mówić własnym głosem również o niełatwych wcale kwestiach, jednak z bardziej humorystycznym zacięciem. Dziś często nie jest mi wcale do śmiechu, kiedy zbieram i zapisuję ich "bajkowe" pomysły.
Dlatego bajek w bajkach jest nieco mniej, a ja coraz częściej zastanawiam się nad innymi formami wyrazu, komunikacji z odbiorcą, którym moglibyśmy się posłużyć, aby opowiedzieć o tym, co się wyrywa z naszych wnętrz, co chce być opowiedziane światu. Nie chcą mówić wprost, czasem nie chcą pokazywać twarzy... Wpadli ostatnio na pomysł, że mogliby wystąpić ubrani tak samo, a twarze zasłonić maskami. Stanęliby tak na scenie i powiedzieliby o tym, o czym rodzice, nauczyciele, pedagodzy często nie chcą, albo nie potrafią słuchać. A nawet jeśli już słuchają i słyszą, to nie mają pojęcia, co z tym dalej zrobić.
Nasze dzieci, moje i Tomka, to troje indywidualistów. Rzacz jasna, oni także mają własne przemyślenia odnośnie tego, co ich spotyka w środowisku szkolnym, w otoczeniu rówieśników. Szczęśliwie mówią wprost, wręcz nie mają oporów, aby dzielić się wszystkimi sytuacjami, które z ich punktu widzenia powinny zostać opowiedziane, przeanalizowane, czy po prostu przegadane. Nieraz siedziałam godzinami, próbując zrozumieć, a jednocześnie dać jakieś wskazówki, tuż obok oparcia, które było nieraz okraszone zwątpieniem, że takie rzeczy ich spotykają na co dzień. Nieraz czułam złość, a także bezsilność i zagubienie. Nieraz nie wiedziałam, jak to ugryźć i zdaję sobie sprawę, że nieraz wciąż tak będzie.
Jednocześnie nasze dzieci szczęśliwie nie miały dotychczas jakiś ekstremalnych problemów, choć miewały stany depresyjne i mają nadal duże problemy z poczuciem własnej wartości, które wciąż jest zaniżone lub zaniżane, przez nich samych, czy też przez ich najbliższe otoczenie. Kiedy posłuchałam ostatnio moich, nastoletnich już w większości, bajkotwórców, przysięgam, że miałam ciary. Dojrzałość tych młodych ludzi, umiejętność patrzenia, widzenia i mówienia o tym, co obserwują dookoła, zachyciły mnie, a to, z czym muszą się mierzyć w środowisku szkolnym ponownie mnie przeraziło.
"Powiem z własnego doświadczenia. Miałam swego czasu problemy z przemocą w domu. I ani nauczyciele, ani pedagodzy mi nie pomogli, nawet rodzina. Pomagały mi tylko koleżanki, tylko na nie mogłam liczyć. Bałam się opowiadać o tym innym dorosłym."
"Marzę o tym, aby nauczyciele i pedagodzy nie bali się rozmawiać na trudne tematy."
"Chciałabym, żeby podawali konkretne przykłady, kiedy mówią o depresji, a nie mówić ogólnymi zasadami, jak się zachować, albo jak się to objawia. Ja sama znam osobiście trzy osoby, które się samookaleczają."
"Marzę o tym, aby na lekcji wychowawczej było więcej rozmów na te tematy. Żeby nauczyciele potrafili z nami rozmawiać. Ja sama czytam książki psychologiczne i więcej wiem z tych książek, niż od nauczycieli."
"Marzę o tym, aby dzieci, które są agresywne przestały się tak zachowywać. Nauczyciele nie radzą sobie z nimi."
"Marzę o tym, aby nauczyciele potrafili uczyć i zauważali nasze problemy."
Mówiły dużo dużo więcej. Nie wszystko udało mi się zapamiętać, ale na pewno do tego wrócimy, bo czuję, że warto. Zrobimy jakiś performance dla rodziców, nauczycieli, uczniów... może teatr cieni? Ta propozycja bardzo przypadła im do gustu. Nie będą mogli rozpoznać ich twarzy. Jak będzie trzeba, to zrobię coś, aby zmienić lekko barwę ich głosu, żeby nie bały się mówić otwarcie o tym, co tak bardzo chcą powiedzieć.
Na koniec tego bajkowego spotkania podziękowałam im i zaprosiłam do wspólnego przytulaka. Wszystkie z wyjątkiem jednej, która nie miała w tej chwili na to ochoty, podbiegły do mnie, a jedna przytuliła się tak mocno, że nie mogłam przez chwilę wyswobodzić się z jej uścisku... i wcale nie chciałam, choć jednocześnie potrzebowałam znaleźć "miejsce" dla pozostałych. W tamtej chwili, prócz ciar, miałam łzy w oczach i z trudem je wyhamowałam. Obiecałam, że "coś z tym zrobię". Trochę mnie ta obietnica przeraża i mobilizuje zarazem. Szukam pomysłu, szukam sposobu, a przede wszystkim chcę, aby czuły i pamiętały, że je słyszę.
Muzyczka do Kawki:
https://www.youtube.com/watch?v=7iITFrcNLcA
19 kwietnia 2024r.