"Ogony" emocjonalne ciągną się za nami przez większość życia... o ile im i sobie na to pozwalamy. Bogato zdobione, niczym u pawia, zaszłościami, żalami i pretensjami, brakami tego, czego potrzebowaliśmy, a co nie zostało nam dane, naszymi własnymi oczekiwaniami i wyobrażeniami, nieumiejętnością pozostawienia za sobą, puszczenia wolno, tego, co nam nie służy. Sama czuję czasem pewnego rodzaju brak zgody, kiedy słyszę własne słowa wypowiadane na głos: "odpuść sobie", dlatego nie dziwię się, że mogę drażnić tym innych. Jednocześnie wiem jednak, że jeśli nie odpuszczę, to przepadnę, zostanę stłamszona, zduszona, z połamanymi skrzydłami, pod stertą wszystkiego, co odpuszczone być powinno.

Początek dzisiejszej Kawki nie wskazuje bynajmniej na lajtowy czas, spędzany w gronie tych, przy których jestem sobą, których obecność mi służy. Jednak taki właśnie był dzisiejszy wieczór i połowa nocy. Wszystko, co obudziło refleksje umieszczone we wstępie, wydarzyło się wcześniej. Wczesnym i nieco późniejszym popołudniem.

Mediując nie sposób pozostać neutralnym, kiedy każda ze stron konfliktu jest nam bliska. Wtedy należałoby raczej odpuścić, zanim sytuacja nabierze rozpędu i wycofać się, nim obie strony zaczną mieć do nas pretensje. No bo ten, który "godzi", zwykle nie jest wolny od subiektywnych ocen wypowiedzianych w afekcie słów, czy przyjętych postaw. Taka neutralność jest możliwa jedynie po szkole mediacji, którą ukończył z sukcesem oraz zupełnie nic nie łączy go ze stronami konfliktu.

Niestety ja po takiej szkole nie jestem, a życie nad wyraz często stawiało mnie dotychczas w sytuacji typu "między młotem, a kowadłem". Dlaczego? Sama chciałabym wiedzieć. Może i potrafię wysłuchać (mimo emocji), powiedzieć w miarę spokojnie (mimo emocji) i szukać kompromisu (mimo emocji), lecz prócz tego jestem bardzo emocjonalną, choleryczno-melancholijną istotką. To taki dynamiczny koktail, który raz pomaga mi szybko i zdecydowanie działać, a także nieść pomoc innym, a raz zrzuca mnie na samo dno i zamyka na zrozumienie. 

Często dużo łatwiej jest mi opisać własne emocje, nastawienie do danej sprawy, poprzez słowo pisane. Maile, wpisy na blogu, wiadomości na czacie, sms-y... Łatwiej również ze względu na możliwość obrania własnej wypowiedzi z niepotrzebnych emocji, co trudno jest mi zrobić w rozmowie telefonicznej... niestety, tym razem, innej opcji nie było.

No i mleko się rozlało, a raczej smoła złożona z tego, co we wstępie, a ja ugrzęzłam w niej zupełnie bez potrzeby. Moja obecność bowiem nie była w stanie odwrócić biegu wydarzeń. Mało tego, przy okazji mi także się oberwało. A ja chciałam tylko, aby moje "po co?" zostało usłyszane. Po co sobie to robisz? Po co ciągniesz za sobą ten ogon? Po co pozwalasz mu, żeby walił cię co chwilę po głowie, albo rzucał ci się pod nogi? Po co się w niego zawijasz, nim oplatasz?

Nie pozostaje mi nic innego, jak odpuścić sobie, że dałam się w to wmiksować ponownie i puścić wolno to, co się stało...

Muzyczka do Kawki:
https://www.youtube.com/watch?v=TJAfLE39ZZ8

20 kwietnia 2024r.