Spędziłam ponad dobę na rozmowach, szczerych i otwartych, na nieocenianiu, otwieraniu się na siebie i na własną wrażliwość, dzieleniu się, czerpaniu i dawaniu. Na życzliwych spojrzeniach i gestach, wspólnych wygłupach, gotowaniu i posiłkach, spacerach... Byłam nad jeziorem, byłam w lesie, siedziałam przy kominku i patrzyłam też w niebo, które miało być upstrzone gwiazdami, a zamiast tego było szczelnie zasłonięte chmurami, ale i tak wgapiałam się z lubością i wsłuchiwałam w ciszę, która przyjemnie drgała w moich uszach, uspokajała oddech, wyciszała i nakazywała zwolnić kroku. Zgodnie stwierdziłyśmy, że na szczęście nie zleciał nam ten czas, "jak z bicza strzelił".

Ten czas, jakby wyczuł naszą intencję, zwalniał kroku wraz z nami. Towarzyszył nam w tym byciu ze sobą i dla siebie. Nie poganiał, nie karcił, nie naciskał i nie wyprzedzał, był naszym niemym, lecz akceptującym towarzyszem. Niemal czułam jego troskę, niemal widziałam, jak patrzy na nas i się uśmiecha. Dobrze, że zaprosiłyśmy go do naszego weekendowego SPA.

Nazwałyśmy ten wyjazd SPA plus nazwa jeziora, nad którym moi rodzice mają działkę. W zasadzie to teraz ma ją tylko Tata, ale myślę, że nie ma nic złego, ani mylącego w mówieniu, myśleniu i pisaniu o tym miejscu nadal, że jest ich. Bo takie właśnie jest. Tam wciąż można najbardziej poczuć obecność Mamy. Wyziera z każdego zakątka tego urokliwego miejsca, które wiła niczym precyzyjne gniazdko, powtarzając wielokrotnie, że na starość chciałaby tam zamieszkać... Może z wyjątkiem zim, bo tam byłyby trudne, ale też nie niemożliwe do przetrwania. Po prostu chciała być częścią tego miejsca i, jadąc tam, wiedziałam, że ją spotkam.

Dobrze, że nie byłam sama, ponieważ tuż po przekroczeniu progu auta poczułam ścisk w żołądku i łzy napłynęły mi do oczu. Nie chciałam się rozkleić od razu, nie chciałam naznaczać moją tęsknotą tego spotkania. Chciałam, aby było radosne i pełne akceptacji. Wiem, że można też płakać ze szczęścia...

Dziewczyny wysiadły z auta i rozejrzały się dookoła. "Jak tu pięknie!" zachwycały się wszystkim, co ukazało się ich oczom. Kiedy rozmawiałyśmy później, wieczorem, siedząc w cieple ognia palącego się w kominku, powiedziały, że słysząc "działka nad jeziorem", czy też "domek na działce" miały zupełnie inne wyobrażenie tego, co tu zastały. Były pewne, że domek będzie drewniany i raczej taki w stylu "działkowym", rodem z RODOS;) Cieszę się, że miały miłą niespodziankę.

Mama wraz z tatą zadbali o to miejsce wraz tak, aby było nie tylko piękne, ale także komfortowe i funkcjonalne na tyle, na ile pozwalały im możliwości finansowe. Kilka lat temu wymienili nawet dach, na dużo solidniejszy, i dostawili altankę. Kiedy planowali te inwestycje Mama mówiła:
- Trzeba to zrobić, żebyście nie mieli w przyszłości kłopotu, żebyście nie musieli o to się martwić.
Zupełnie jakby, mimo planowania własnej starości tam właśnie, wiedziała, że nie będzie jej to dane... 

Ech... mogłabym długo opowiadać, jak pięknie spędziłyśmy nieco ponad dobę w tym świecie mojej Mamy. Jak wiele ważkich tematów poruszyłyśmy, jak bardzo wypoczęłyśmy. Ja i moje babeczki z "Warsztatowo". Wprawdzie nie wszystkie mogły z pojechać, ale już jest plan, aby taki wspólny wyjazd powtórzyć. Czy mojej Mamie spodobałby się ten pomysł? Czy przysłuchiwała się naszym rozmowom? Nie mogę mieć pewności, choć czułam jej obecność. Mogę natomiast mieć pewność, że spodobałoby jej się rozwinięcie nazwy SPA, które przyszło mi do głowy, tuż po powrocie do domu: SPA, czyli Spotkania Pełne Akceptacji.
- Prawda Mamo, że to zacna nazwa?
:)

Muzyczka do Kawki:
https://www.youtube.com/watch?v=M7XRN0oHGIM&ab_channel=LP

21 kwietnia 2024r.