Śpiewanie, czy też wyśpiewywanie własnych radości, a także lęków i niepokojów, znacząco wpłynęło na zmianę mojego myślenia. Jestem inną sobą, niż Kasia sprzed dziesięciu lat i mam nieco więcej wiary w to, że możliwe jest spełnianie własnych marzeń, choćby były totalnie oderwane od tego, co jest, w naszym rozumieniu, możliwe do osiągnięcia.
Spotykam nieraz osoby, które towarzyszyły mi na początku tej drogi, a potem długo, długo nic. Były na jednym z pierwszych koncertów, może na dwóch, trzech... Trzymały za mnie kciuki, uśmiechały się widząc moje zagubienie, uśmiechały się wspierająco. Podchodziły po koncercie i mówiły:
- Podziwiam twoją odwagę, rób to nadal, bo widzę, jak ci to służy. Poza tym, piszesz świetne teksty.
Były też osoby z mojego najbliższego otoczenia i ich rady, abym sprzedawała własne teksty, bo to mi da wymierne zyski, a śpiewanie pozostawiła w sferze "rzeczy, które robię dla siebie". I te mające we mnie więcej wiary, jak moja Mama, które dawały mi rady (nieraz brutalne i niespodziewane, czy też nieoczekiwane wcale) i dopingowały, bym śpiewała jak najwięcej, jak najczęściej, jak najodważniej, a z pewnością nabiorę scenicznej ogłady i rozwinę umiejętności konieczne do pójścia o krok dalej.
Było otoczenie znajomych i kolegów, czy też koleżanek z pracy, którzy patrzyli na mnie z podziwem lub współczuciem, widząc, ile mnie to "bycie na scenie" początkowo kosztowało. Część z nich nie ma pojęcia, co się stało przez minionych dziesięć lat. Niektórzy powracają i mówią:
- Kurcze, przyznam szczerze, że na początku w to nie wierzyłam. Uważałam, że teksty owszem, ale śpiew nie do końca. I wydawało mi się, że prędzej, czy później ta przygoda się zakończy, czy też pozostanie w sferze marzeń. A tu proszę! Teraz to jest to! Dobrze, że się nie poddałaś. Teraz widzę w tym sens.
Każde z wymienionych wyżej podejść było uzasadnione czymś innym. Jedni uważali, że lepiej dla mnie, bym w to nie brnęła zanadto, inni może trochę mi tej odwagi zazdrościli, determinacji także, jeszcze inni uważali, że mówiąc, choćby nie pytani o zdanie, co robię nie tak, jak powinnam, obudzą we mnie porządaną motywację. Tak naprawdę nie ma to znaczenia. Nieistotne, co było motywacją tych, którzy wypowiadali się, bądź przyjmowali określoną postawę będąc w pozycji odbiorcy, czy obserwatora moich działań. Najistotniejsze jest to, co ja z tym zrobiłam. A zrobiłam tyle, ile powinnam. Nauczyłam się oddzielać to, co ma dla mnie znaczenie, co może mi pomóc, od tego, co nie powinno obchodzić mnie wcale, ponieważ podcina mi skrzydła. No i faktycznie, nie poddałam się, czy też nie ustałam w drodze do wyznaczonego celu.
Ta konsekwencja, nie do końca jest wynikiem mojej wytrwałości, bo zazwyczaj mi jej brakuje, czy też siły charakteru, bo w tą nie do końca wierzę. To piosenki mnie prowadziły przez te wszystkie lata, nie pozwalając o sobie zapomnieć, nie dając się przemilczeć i zepchnąć w cień. Dopominając się mojej uwagi i dzielenia ze światem. Mało tego, one wciąż się piszą i wciąż własnymi nutami wybrzmiewają w mojej głowie. Zupełnie jakby ta pierwsza otworzyła wrota do świata, który zawsze był we mnie, tylko ja nie potrafiłam go odkryć. Do czasu...
Muzyczka do Kawki:
https://www.youtube.com/watch?v=PDX0_bkHOtE&ab_channel=KasiaiTomek
24 kwietnia 2024r.