Przemoc, w każdej formie, w każdej postaci, jest nie do przyjęcia. Przemoc zawsze jest dowodem i potwierdzeniem słabości charakteru, słabości tego, lub tej, która przemoc "czyni". Znam wiele przykładów przemocowego traktowania. Znam wiele konkretnych historii i wiele osób, których przemoc dotyka. Sama niejednokrotnie byłam jej ofiarą.
Bo przemoc może przejawiać się także w słowach i często głównie tak się przejawia. A my... pozwalamy jej na to, błędnie sądząc, że póki nie mamy sińców pod oczami, czy poobijanych pleców, to nic złego się nie dzieje, że to nie jest nic, o czym powinniśmy mówić, w obliczu czego powinniśmy podnieść alarm i wyrazić sprzeciw nie go podważenia. Każdy, kto nie potrafi kontrolować własnych emocji, kto wyładowuje własne frustracje, niezadowolenie na innych, daje wyraz zagubieniu krzycząc i krzywdząc wypowiadanymi słowami, jest przemocowy na równi z tym, który podnosi rękę.
Powiecie, że nie można tych dwóch sytuacji równać ze sobą? Ja odpowiem, że przemoc to przemoc i nie dyskutujemy tutaj o sile, o rozmiarach odniesionych obrażeń fizycznych i psychicznych. Dlaczego ludzie skaczą z okien swoich mieszkań? Dlaczego wieszają się, odkręcają gaz, podążają destrukcyjnie w kierunku samozniszczenia? Czy, w przeważającej liczbie przypadków, nie jest to wynikiem długotrwałego psychicznego znęcania się?
Dotknęłam właśnie kolejnej kwestii... jeśli sami znęcamy się nad sobą, odbierając sobie prawo do błędów, upadków i powstawania z nich, nie akceptując siebie, podkopując stale własne poczucie wartości i nie kochając siebie wcale, a wcale... to także jesteśmy sprawcami przemocy, zwanej autodestrukcją. Jej przyczyny mogą być różne i nie zawsze są wśród nich ataki ze strony otoczenia, czy niewłaściwie traktowanie ze strony najbliższych. Czasem doskonale sobie radzimy z wdeptywaniem samych siebie w ziemię, tak po prostu.
Aby stała się przemoc musi być ten pierwszty raz. Pierwsza pokusa, której ulegniemy. Pierwszy impuls, któremu pozwolimy się poprowadzić. Potem, o ile nie uda nam się zawrócić z tej destrukcyjnej drogi, jest już tylko gorzej. Przemoc wiąże się z poczuciem władzy. Nad innymi, nad sobą... a władza karmi się strachem. Karmi się lękiem, jaki rodzi i nie lubi rezygnować z własnych zdobyczy. Kiedy raz uda jej się "wygrać" będzie chciała do tego uczucia powracać.
W moim rodzinnym domu czasem ktoś krzyczał. Bo tak, bo inaczej nie potrafił, bo uważał, że ma prawo, ponieważ to on jest skrzywdzony, to jego nikt nie rozumie. Przyjmowałam ciosy bardzo długo. Bo niemądrze i ślepo kochałam, bo, nierozumiejąc, wybaczałam, bo wierzyłam w wyjaśnienia, które były niczym innym, jak usprawiedliwianiem własnych występków, choćby nieuświadomionych w pełni, choćby biorących początek w zagubieniu. Kiedy stało się to po raz pierwszy powinna zapalić się czerwona lampka i to ona winna mnie prowadzić, to jej powinnam posłuchać...
Niestety, coś nie zadziałało zgodnie ze zdrowym schematem. Przemoc i władza doskonale bowiem dogadują się z deficytami w nas samych. To, czego nie otrzymałam i czego nie potrafiłam dać sobie sama, zrobiło miejsce myślom karmionym przez poczucie obowiązku, przywiązania, a nawet winy, że to ja dorzuciłam cegiełkę do tego mrocznego dzieła.
Jednak ostatecznie, co z pewnością było nieuniknione, stało się, nadszedł dzień, w którym kropla przelała kielich. Po wielu tygodniach i miesiącach, przejrzałam wreszcie na oczy. Nic już nie było takie, jak mi się dotychczas wydawało, a przemoc objawiła się w pełnej krasie.
Teraz coś drgnęło. Weszła terapia i pojawiają się głosy, że jest już lepiej. Nie wierzę, choć nie powiem, że to nie nastąpi nigdy. Ale, nawet jeśli, to okraszone będzie nieufnością. Pół stopy na zawsze będę zostawiała za progiem, by być gotową do odwrotu. Nie do ucieczki, lecz do niewchodzenia w to na nowo. Na to nie ma już we mnie zgody. Na to za dużo już we mnie siły, wiary w siebie i troski.
Wczoraj ktoś mi opowiedział o tym, jak został skrzywdzony przez przemocowego, byłego partnera. Ktoś, kto jest piękny, silny i niezwykle uzdolniony. Ktoś, kto jest dla kogoś innego całym światem, bądź ogromną jego częścią. Ktoś, kto na chwilę stracił uważność, bądź zaufał myśląc, że przemoc odeszła już w niepamięć, bo nić tak dawno zerwano, że najgorsze już za nią... Niestety...:(
"Pamiętaj, że praca ze sobą to proces, który będzie trwał „do ostatniego oddechu”. Jedno ćwiczenie lub spotkanie u terapeuty nie załatwi sprawy. To proces, który wymaga od nas zaangażowania, uważności i łagodności dla samych siebie. Być może nie dostałaś/eś tego od opiekunów, ale już dziś jako osoba dorosła możesz sobie to dać."
źródło cytatu: https://twig.pl/nasze-dziecinstwo-wplywa-na-nas-kazdego-dnia-jak-zadbac-o-swoje-wewnetrzne-dziecko/
Muzyczka do Kawki:
https://www.youtube.com/watch?v=BV4o-GCcIlQ
30 kwietnia 2024r.