Kontynuując temat tzw. "wolnych dni", chciałabym napisać słów kilka o ciśnieniu, jakie odczuwamy, kiedy ten "wolny czas" przecieka nam przez palce, a dookoła jest mnóstwo rzeczy, które należałoby zrobić, czy też spraw, które czekają na "załatwienie". Pewnie dlatego dzieci twierdzą, że ja i Tomek nie potrafimy odpoczywać będąc w domu i powinniśmy się tego nauczyć.

I dlatego, uczę się, jak już, gdzieś między wierszami, albo całkiem wprost, napisałam w poprzedniej Kawce. Uczę się nie tylko dobierać słowa (co zdaje się być nauką bez końca:/), ale także chwytać chwile na odpoczynek, na oddech, każdego dnia, bez czekania na dni "wolne".

No bo, jak można nazwać "wolną" sobotę, podczas której zasuwam z kosiarką po placu? Albo, jak można nazwać "wolnym" weekend spędzony na pielęgnacji roślin i ogarnianiu ciuchów piętrzących się w szafach? Czy też "wolnym" popołudnie spędzone na praniu, sprzątaniu i prasowaniu? 

Dobra, są dni i godziny, w których taki "odpoczynek" niezwykle mi służy. Mogę wtedy "odmóżdżyć się" nieco, dając sobie prawo, czy też możliwość niemyślenia o sprawach ciężkiego kalibru, skupienia się na rzeczach przyziemnych i czerpania stąd satysfakcji. Zamierzony efekt przychodzi dużo szybciej podczas koszenia trawnika, niż na kolejnym etapie radzenia sobie z traumami z dzieciństwa, tudzież zdobywania kolejnych umiejętności z zakresu rozwoju osobistego.

Czy dzisiaj kosiłam? Nie, w końcu to trzeci maja, sąsiedzi mogliby mieć coś przeciwko, a ja będąc na ich miejsu, z pewnością wyrażałabym zdecydowany sprzeciw. Wieś się wycisza w takie, "wolne dni". Wieczorami słychać czasem odgłosy jakiegoś grilla, czy ogniska, bywa, że docierają one do nas także późną, nocną porą. Jednak nie jest to tak nagminne, jak na działkach zlokalizowanych w pobliżu jeziora, czy innej rekreacyjnej okolicy o nastawieniu turystyczno-wypoczynkowym. 

Wiem, bo dziś ją odwiedziliśmy. Wpadliśmy na chwil kilka do mojego Taty, na działkę, która od wielu lat przyjmowała nas w długie, majowe weekendy. Mieliśmy zwyczaj zażywania pierwszej kąpieli w sezonie, dokładnie w te dni. Woda nieraz była wówczas jeszcze zimna i zwykle wbiegaliśmy do niej wydając z siebie dzikie, zagrzewające nas odgłosy, lecz zawsze było przy tym mnóstwo śmiechu, ogrom dobrej zabawy. 

Czy dziś się wykąpaliśmy? Nie. Odkąd plaża, tak dobrze znana mi od dziesiątek lat, zdziczała nieco, a pomost grozi zawaleniem, nie rwiemy się już z wbieganiem do wody w pierwszy, majowy weekend. No i nie sposób zapomnieć o bakteriach, które co roku są w tym jeziorze wykrywane, a których pozbycie się zajmuje zdecydowanie więcej czasu, niż spontaniczna kąpiel. Przynudzam? Za dużo myślę? Może. Dziś myślałam przede wszystkim o Mamie i o tym, że to do Niej i do Taty na tą działkę zawsze przyjeżdżaliśmy... 

W samochodzie panował dziwny nastrój. Zwłaszcza, że jechałam sama z Tomkiem, a dzieci zabrał mój Tata. My wieźliśmy łóżko rodziców, to samo, w którym Mama spędziła swoje ostatnie miesiące, a zwłaszcza tygodnie. Dobrze, że w nim nie odeszła, chyba nie mogłabym tego znieść, nie mogłabym już na nie patrzeć... 

Zawsze szybko przywiązywałam się do przedmiotów, nadając im własne znaczenia. Z czasem nauczyłam się godzić z ich stratą, zwłaszcza, kiedy była nieunikniona. Myślę, że nie trzymałabym tego łóżka ani chwili, gdyby ona w nim... i, gdyby ono należało do mnie. 

Rozmawiałam z Tomkiem o kolejnym etapie, który się właśnie zaczyna. O nowych wspomnieniach, które zaczynamy kolekcjonować i o tym, że wciąż wpisuję w nie Mamę. Zupełnie jakby była z nami, jakbyśmy właśnie do niej jechali.

Ten dom i ta działka oddychają jej obecnością. One nie pogodziły się ze stratą i myślę, że Mama pozostanie tam na zawsze. Niezależnie od tego, kto będzie spędzał w tym miejscu czas i, czy to miejsce wciąż będzie do nas należało. Skąd ta pewność? 

Nieustannie mam świadomość tego, że ktoś był tam przed nami. Nie do końca wiem, kto, mam tylko mgliste wspomnienia informacji przekazanych mi przez Tatę w czasie, kiedy działka była przez nich kupywana. Wiem, że właściciel był taksówkarzem, zaczął budować domek, w którym my spędzaliśmy potem długie godziny, dnie, tygodnie... To on wylał fundament pod nasz czas... bardzo radosny, dobry, dający oddech, czas.

Muzyczka do Kawki:
https://www.youtube.com/watch?v=L51aEI2ypI0&ab_channel=Pawe%C5%82W%C3%B3jcik%2FTomaszSarniak

3 maja 2024r.