Pomyślałam dzisiaj, wspominając minione, bardzo ciepłe, niemal letnie dni, że gdybym wychowała się na wsi, to potrafiłabym pluć pestkami z wiśni. Wychowałam się jednak w mieście, na jednym z klasycznych, PRLowskich osiedli, dzięki czemu nauczyłam się m.in. wciskać kapsle od butelek po piwie i zawleczki od puszek w rozgrzany asfalt...

Nie bałabym się pająków i innych owadzich stworzeń. Potrafiłabym złapać muchę i odgarniałabym dłonią, bez wahania, pajęczyny rozpostarte między gałęziami drzew, czy w kątach pokoju. Nie dziwiłby mnie widok myszy, czy szczura i zapewne nie miałabym problemu z tym, że kot jedno z tych stworzeń upolował i porzucił w ramach wdzięczności, na naszej wycieraczce. Czego natomiast bym nie zaznała?

Zabaw na kocu rozłożonym pod blokiem, wrzasków z parteru w stronę okna na dziesiątym piętrze:
- Mamooooo! Zrzuć mi piłkę!
Tudzież:
- Mamooooo! Zrzuć kasę na napój!
I nie chodziłabym z nosem przy ziemi, po osiedlowym trawniku, w poszukiwaniu woreczka z "obciążnikiem" i pieniędzmi na puszkę gazowanego napoju. 

Tych puszek mieliśmy tyle, że zapełniły szczelnie całą wolną przestrzeń, między szczytem regału w pokoju brata, a sufitem. Większość była po pomarańczowym, mocno gazowanym napoju. Nazwy niestety nie pamiętam, ale doskonale pamiętam jego smak.

Kiedy poznałam Tomka i zaczął opowiadać mi swoje doświadczenia wczesnego i nieco późniejszego dzieciństwa, zrozumiałam, że życie w mieście jest nie tyle ograniczające, pod względem form i sposobów spędzania wolnego czasu, ile dające inne możliwości. Tomek nie potrzebował placu zabaw, ponieważ cały świat dookoła jego rodzinnego domu, był takim placem. Daleko mu było do bezpieczeństwa, jakiego oczekują dziś rodzice kilkuletnich dzieci od goszczących ich przestrzeni. Jednak dawał możliwość przećwiczenia wszystkich survivalowych aktywności, za które płaci się teraz ciężkie pieniądze.

Z drugiej strony... wystarczyła odrobina wyobraźni i zwyczajny trawnik, z pozostałościami po niedawnej budowie w postaci gruzu porośniętego trawą, a dookoła mnie wyrastał zamek. Kawałki płyt wystające z ziemi na zboczach zamkowego wzniesienia stanowiły jego mury obronne, a ścieżki wydeptane na skróty, przez śpieszących na autobus, układały się w trakt do zamku prowadzący...

I nieistotne, że tuż obok biegła ruchliwa, czteropasmowa trasa, a z drugiej strony stał blok, z którego okien mogło patrzeć na nas wiele par oczu. Ja i mój brat stawaliśmy się prawdziwymi rycerzami mieszkającymi w tej imponującej budowli i jej murów broniącymi... Czasem stawaliśmy też przeciwko sobie, a innym razem wyruszaliśmy na wyprawy do odległych królestw, gdzie czyhały na nas liczne niebezpieczeństwa...

Tomek w tym samym czasie mógł wsiąść na rower i pojechać pomiędzy polami, prosto nad rzekę. Huśtać się na linie przytwierdzonej do drzewa, ganiać między belami siana, chodzić na szaber, wdychać bez końca zapach ziemi i roślin, cieszyć się chłodem wieczorów w upalne dni i wędrować po pobliskim lesie, eksplorując każdy z jego "kwadratów".

Ja potrafiłam za to odnaleźć się w spiekocie osiedlowych przestrzeni, między blokami, które okalały trawniki "palące się" w późno-wiosennym i letnim słońcu, szukać cienia pod rozległymi koronami pierwszych, nasadzonych drzew, zbierać kawałki szkła i robić z nich "widoczki". Grać w dwa ognie i "wywoływać wojnę przeciwko", rysując kredą łuki na polach należących do towarzyszy moich codziennych zabaw pod blokiem.

Mogłam też wciskać kapsle w rozgrzany asfalt, tworząc napisy i wzory, z których część przetrwała do dzisiaj, podczas gdy Tomek jadł wiśnie prosto z drzewa, siedząc na wysokiej gałęzi i plując pestkami najdalej, jak się dało... byle nie pod wiatr;)

Tomek raczej nie zobaczy nigdy piłki spadającej z balkonu na dzisiątym piętrze i nie usłyszy odgłosu jej spotkania z podłożem, ani też nie policzy ile razy i, jak wysoko się odbiła, a ja nie poczuję adrenaliny towarzyszącej nocnej ucieczce z pobliskiego sadu. Jednak każde z nas będzie z sentymentem wspominało swoje młodzieńcze przygody i wyczyny.

Ten czas królowania dziecięcej radości i beztroski na zawsze zapisał się w naszych sercach. I będziemy jeszcze nie raz wracali do niego z tym samym, niegasnącym, nieco szelmowskim błyskiem w oku;)

Muzyczka do Kawki:
https://www.youtube.com/watch?v=3BKB0hNk1kg&ab_channel=goldburger123

5 maja 2024r.