Ja i Tomek zagraliśmy wczoraj koncert inny niż nasze wszystkie, dotychczasowe. Zaprezentowaliśmy jednego wieczoru piosenki, które powstały na początku naszej muzycznej drogi, a tuż obok te już całkiem dobrze naszej publiczności znane. Do zestawu dorzuciliśmy kilka nowości, czyli utworów, z roku bieżącego - 2024 oraz jeden, który powstał niespełna trzy tygodnie temu...
Wybieraliśmy utwory, które skradły serca nasze i naszej publiczności i wyszło, jak wyszło. Okazało się, że narzuciliśmy mocno sentymentalny charakter temu wydarzeniu. Dużo bardziej, niż to, czego oczekiwała część słuchaczy i w sam raz dla tych, którzy wolą takie klimaty. Układając listę w dniu koncertu, uznałam, że mamy mocny zestaw. Poruszający, niebanalny, taki, który powinien zapaść w pamięć słuchaczy. I nie pomyliłam się.
Nie obyło się bez wzruszeń, a także śmiechu i westchnień pełnych ulgi, kiedy udało nam się wykonać jeden z utworów od dawna kurzących się gdzieś pomiędzy innymi wspomnieniami. Powiedzieć, że byłam zadowolona, to mało. Że byłam usatysfakcjonowana, nieco bliżej sedna. Że byłam dumna z nas i naszej córki, która zagrała z nami w kilku utworach, to rzecz oczywista. Zatem, jak było?
Było tak jakbyśmy wsiadali do wehikułu czasu i wyskakiwali z niego co chwilę. Zamykałam oczy i widziałam nas, kiedy stawialiśmy pierwsze kroki na scenie. Czułam niepewność z jaką podchodziłam do mikrofonu i siłę wzruszenia chwytającego mnie a gardło.
- Jestem! Ja naprawdę tu jestem! Zawsze o tym marzyłam, jednocześnie nie śmiejąc marzyć, że tu się znajdę...
Tak, wtedy każdy koncert, każde wyjście przed publikę znaczyło, że jedno z moich największych marzeń naprawę się spełnia! Idąc przez osiedle, po dzieci do przedszkola, czy szkoły, spacerując po okolicy, która wówczas stanowiła nasz dom, podnosiłam głowę wysoko, czując jakbym unosiła się kilka centymetrów nad ziemią. Miałam ochotę zajrzeć w oczy pierwszej napotkanej osobie i powiedzieć:
- A wie pani, że ja występuję na scenie? Wie pani, że ja śpiewam? I to własne piosenki!
- Wyobraża sobie pan, jak to jest być oklaskiwanym przez słuchaczy? Jakie to cudowne uczucie, kiedy publiczność śpiewa razem ze mną???
Choć nie potrafiłam jeszcze wrzucić na luz na tyle, aby otwarcie zapraszać słuchaczy do wspólnego śpiewania, to bywało, że sami zaczynali śpiewać, a ja to podłapywałam. Z początku niepewnie i nieśmiało, z czasem coraz częściej i bawiąc się przy tym wybornie, jak dziś, jak na każdym z naszych koncertów po kilku latach od tamtych chwil, obarczonych brakiem wiary we własne umiejętności, w braku pożądanych umiejętności swoje korzenie mającym…
Choć dziś potrafię już dużo więcej, Tomek także, i mamy dużo większe doświadczenie, a ja świetnie sobie radzę z prowadzeniem koncertu, niezależnie od miejsca, czasu i okoliczności, to właściwie nie miewam tamtego wrażenia z początku. Tego niesamowitego uczucia dumy, czy satysfakcji, a może zwyczajnej, dzikiej radości, że to robię, która odrywała mnie od ziemi.
Dlaczego? Czy fakt, że potrafię i czuję się w tym pewnie, sprawił, że to nasze granio-śpiewanie wydaje nam się być zupełnie oczywistą częścią naszego życia, czymś „normalnym”? Że ciut nam spowszedniało dając jednocześnie stale potężne zastrzyki pozytywnej energii i uzależniając na tyle, że nie potrafimy już bez tego się obejść… Spowszedniało, podobnie, jak stało się zwyczajne dla naszych znajomych, czy rodzin.
- „Kasia i Tomek” grają koncerty. „Kasia i Tomek” piszą i wykonują własne utwory. „Kasia i Tomek” świetnie się przy tym bawią.
Czy, ostatecznie, nie o to właśnie chodzi?J
Muzyczka do Kawki:
https://www.youtube.com/watch?v=jRxx6I5Nz78&ab_channel=TomaszSzczepaniak
11 maja 2024r.