Starsza córka nadal toczy maturalne zmagania, a ja zastanawiam się, kiedy skończę pisać Kawki i, czy uda mi się zamknąć ten projekt jakąś publikacją, o czym szczerze i gorąco marzę. Jak wiadomo marzenia się spełnia… dlatego, czas na konkretny plan. Wypada, abym go miała, prawda? Powinnam go mieć. Podobnie, jak nasza córka… czy na pewno?

Czy młody człowiek podchodzący do egzaminów maturalnych powinien mieć sprecyzowane cele i dążenia? Dobrze by było, gdyby je miał, jednak nie jest to w żadnym razie jego powinność. Dlaczego tak uważam? Ponieważ doskonale pamiętam siebie i Tomka z tamtego czasu.

Pamiętam, jak wiele tematów mnie interesowało, a jeszcze więcej nie interesowało mnie wcale. Pamiętam, że potrafiłam wyznaczyć sobie ogólny kierunek dążeń, jednak o konkretach nie było mowy. Tomek podobnie. Wiedział, że ma typowy, ścisły umysł i tylko w tym ”obszarze” może znaleźć coś dla siebie. Ja wiedziałam, że jestem całkiem dobra zarówno z przedmiotów ścisłych, jak i humanistycznych i, że wielu rzeczy jestem w stanie nauczyć się, choćby dla zasady, na zaliczenie, czy aby ułatwić sobie osiągnięcie „szerszego” celu. Jednym zdaniem… nie miałam pojęcia, kim chciałabym zostać w przyszłości i, jakimi ścieżkami mogłabym do tego dążyć.

Zdaję sobie sprawę, że są jednostki, które doskonale wiedzą, kim chciałyby zostać, jakie zawody wykonywać, jakie szkoły kończyć, gdzie studiować itp. I wiedzą to od wczesnych, młodzieńczych lat. Sama spotkałam kilka takich osób na własnej drodze. Ale rozumiem jednocześnie, że jest to ich rys charakterologiczny, wrodzona postawa, określony zestaw cech, które predysponują je do takich, a nie innych działań na rzecz realizowania własnych celów.

O matko… czy ja próbuję tłumaczyć się z własnego, chaotycznego podejścia do omawianych zagadnień? Czy może raczej szukam zrozumienia i akceptacji? A może przemawia przeze mnie zazdrość mająca źródło w podziwie, jakim, mimo wszystko, darzę wspomniane wyżej jednostki za ich determinację i konsekwencję w działaniu?

Faktem jest jedno. Nie powinnam zbyt surowo oceniać samej siebie za opisaną wyżej niewiedzę, niezdecydowanie, czy niepewność. Młodzi ludzie mogą nie mieć zupełnie pojęcia, jakimi ścieżkami wkraczać w dorosłe życie, czy życie zawodowe, a także życie po prostu, mające wieść ich do samospełnienia. Mogą nie chcieć iść na studia, a nawet podchodzić do egzaminu maturalnego. Mogą odłożyć to na potem, albo na nigdy. Mogą znaleźć własną drogę dużo później, niż im samym mogłoby się wydawać i może być ona totalnie oderwana od wyobrażeń większości na temat tego, czym winno być tzw. spełnione życie.

Odbyłam ostatnio bardzo ciekawą rozmowę z młodym człowiekiem, który w czasach szkoły podstawowej cieszył się niechlubną sławą, tudzież sławą imponującą najbardziej niepokornej i skłonnej do wygłupów (nieraz bardzo uciążliwych dla otoczenia) części uczniów. Jego edukacja w tejże placówce zakończyła się długim pobytem w szpitalu, zamiast zasłużonych wakacji, a trafił tam po jednym z najgłupszych wybryków autorstwa „kolegów”, którzy okazali się być totalnie nierozsądni, dużo bardziej, niż powszechnie było wiadomo.

Okazało się, że dziś pracuje w sklepie ogólnospożywczym, w ramach oczekiwania na otwarcie firmy wujka, czy innego kuzyna, w której jest przewidziane miejsce dla niego. Zrezygnował z podchodzenia do matury, bo, jak powiedział, dał sobie z tym spokój już dawno temu, stając w prawdzie z samym sobą.
Po licznych porażkach (częstokroć z winy nauczycieli nie mających pojęcia o nauczaniu) na polu „zdobywanie wykształcenia”, zadał sobie pytanie:
- Po co mi to?
A kilka tygodni później, kiedy nadeszły wakacje, zadał sobie pytanie kolejne:
- Po co będę siedział w domu i szwendał się po osiedlu z kumplami, jeśli mogę w tym czasie zrobić coś dużo bardziej sensownego?
I zaczął szukać tymczasowej pracy na letnie miesiące. Znalazł ją i bardzo mu to służy. W każdym razie on tak to widzi i czuje. I bardzo elokwentnie wypowiada się na temat własnej przyszłości oraz spojrzenia na tzw. wykształcenie wyższe, które, na tym etapie, zdaje mu się nie być do niczego potrzebne.

Na dziś, na teraz, wie czego chce i ma poczucie „nie marnowania” czasu. Widzi sens we własnych dążeniach i działaniach. Czy tak będzie zawsze? Oby. Myślę, że ma naprawdę spore szanse na sukces na tym polu, ponieważ już potrafi cieszyć się z tego, co ma, doceniać własne osiągnięcia oraz podejmować decyzje, które służą mu, nie zaś zaspokajają czyjekolwiek oczekiwania.

Takiej postawy chciałabym dla własnych dzieci i myślę, że częściowo udało im się już ją wypracować. Naprawdę nieźle radzą sobie w byciu sobą i wyznaczaniu sobie celów, które nie mają nic wspólnego z tym, co, co niektórzy dorośli, a także rówieśnicy, z ich najbliższego otoczenia, sugerują, czy domniemają, że stać się powinno.

Zatem, wracając do początku, czy powinnam „coś z tym zrobić”? Wydać, opublikować, wypromować??? Jeśli tylko czuję, że właśnie to mi służy, to tak, powinnam. W przeciwnym razie, mogę równie dobrze napisać ostatnią Kawkę, postawić ostatnią kropkę, uśmiechnąć się do własnego odbicia w lustrze, winszując sobie wytrwałości i uznać temat za zakończony. KropkaJ

Muzyczka do Kawki:
https://www.youtube.com/watch?v=IeqSK1x0U84

12 maja 2024r.