Dziś moja Mama obchodziłaby siedemdziesiąte trzecie urodziny. Dziś pewnie byśmy ją odwiedzili, albo zadzwonili i umówili się na świętowanie w weekend. U rodziców, albo u nas. Po raz trzeci celebrujemy ten dzień bez niej. A w zasadzie, po raz pierwszy.

Pierwsze i drugie urodziny po jej śmierci, przeminęły bez echa. To znaczy, każdy z nas przeżył je na własny sposób, niejako „do środka”, tudzież „w środku”. Być może zdarzyło się komuś być nieco opryskliwym, komu innemu zachlipać sobie na osobności, a następnemu, zamyślić się, zagapić, czy odpłynąć myślami w miejsca, w których mogliśmy jeszcze być razem.

W tym roku, kilka dni temu, zerknęłam na plakat wiszący na jednej ze ścian mojego pokoju i pomyślałam: „Czas powiedzieć to wprost i zaprosić bliskich do świętowania.”. Na plakacie widnieje data zbliżona do dzisiejszej, czyli trzydziesty stycznia, ale roku 2020. To było tuż przed „pierwszym przypadkiem”, kwarantanną i całym tym piekiełkiem, które rozpętało się na dobre chwilę później.

Rodzicie przyszli na nasz koncert w tamtym dniu. To był czwartek. Mało tego, ja i Tomek, przyjechaliśmy wcześniej, aby rozstawić się, pospinać i zrobić próbę dźwięku, a rodzicie przywieźli nasze dzieci, jeśli się nie mylę… Kurcze, nie wszystko z tego dnia dokładnie pamiętam, a niektóre rzeczy pamiętam, aż nazbyt dokładnie.

Jak na przykład to, na którym miejscu siedziała moja Mama i, że zerkałam w jej stronę wielokrotnie  tego wieczoru. Także dlatego, że to był naprawdę udany, kameralny, lecz dobrze nagłośniony, koncert, a ja w tym dniu czułam, że mam ten luz, z którym nasze występy płyną lekko i wciągają gładko publiczność we wszystko, co dzieje się na scenie.

Pod koniec powiedziałam, że dziś na tej sali są moi rodzicie i, że bardzo się z tego cieszę. A na dodatek, są urodziny mojej Mamy i mam prośbę: „Czy moglibyśmy zaśpiewać dla niej STO LAT?”. Rzecz jasna, wszyscy obecni bardzo entuzjastycznie odpowiedzieli na moją prośbę. Zaśpiewaliśmy Mamie gromkie „Sto lat”, a ona była mile zaskoczona, może nawet wzruszona? Tak, znając ją, na pewno się wzruszyła. Podobnie jak nieraz w trakcie naszego koncertu, nawet tego nie kryjąc. Często mówiła wprost: „Wzruszam się, kiedy śpiewasz.”.

Dziś też chciałabym zaśpiewać Ci „Sto lat”, chciałabym zobaczyć Twój uśmiech i znajomy błysk w oku. Nawet tę łzę wzruszenia, która czasem mnie onieśmielała lub wytrącała nieco z rytmu, utrudniając śpiewanie. Po prostu miałam pewność, śpiewając Ci niektóre nasze utwory, że „to Cię weźmie” i na samą myśl, brało także mnie.

Ogłosiłam wczoraj wieczorem, że dziś będziemy celebrowali, pomimo mojej porannej ekstrakcji ósemki, mieszanych uczuć niektórych z nas i konieczności położenia się spać nie nazbyt późno, bo w piątek szkoła, praca itp.

Poprosiłam, aby każdy przygotował jakieś zabawne wspomnienie związane z Tobą, którym podzieli się z resztą. Zapowiedziałam, że będziemy rozwiązywali krzyżówki (bo ty je kochałaś) i robimy to w zasadzie już od południa. A potem dorzuciłam wspólną grę w Scrabble (Twoją ulubioną) i oglądanie filmu z gatunku „zabili go i uciekł”, bo takie kino nieraz Cię wciągało, sprawiając, że emocjonowałaś się wraz z bohaterami opowieści, która, po licznych akcjach typu „życie głównego bohatera wisi na włosku”, albo „bandzior czystej krwi wszystkich robi w chlusta”, kończyła się schwytaniem i ukaraniem tego, kogo ukarać należało.

Do tego wszystkiego lody, dużo lodów! Po pierwsze, Ty je bardzo lubiłaś i w zasadzie zawsze miałaś przynajmniej jedno opakowanie w zamrażalniku. Po drugie, ja jestem dziś po usunięciu ósemki i nic mi tak nie pomaga w dochodzeniu do siebie, jak schładzanie jamy ustnej od zewnątrz i od wewnątrz.

Kupiłam trzy rodzaje. Śmietankowe – mówiłaś, że to najzdrowsze, bo bez dodatków i, że w zasadzie można je jeść bezkarnie, czekoladowe – wprawdzie pałałaś chyba większą sympatią do bakaliowych, ale przy moich zębowych problemach, bakalie wzbudziły we mnie lekki niepokój i, UWAGA!, miętowe z czekoladą – to byłby hit! Lubiłaś cukierki czekoladowe z miętowym nadzieniem, miętę i miętowe lody. Wszystko to na Twoją cześć J

Zapomniałam tylko o jednym (zapewne nie o jednym, bo jest tego dużo, dużo więcej, ale to jeszcze planowałam dziś kupić), o galaretkach w cukrze. Takich, które kiedyś znajdowało się w paczkach od Mikołaja, a teraz można je nadal kupić w niektórych sieciówkach. Galaretki w kształcie cząstek pomarańczy, w różnych kolorach, ułożone po okręgu, tworzące kwiat… słodki, barwny kwiatek o krawędziach w nieco ciemniejszym odcieniu, oblepionych cukrem;)

Tak, Mamo, chcielibyśmy życzyć Ci zdrowia, pośmiać się z Tobą, obejrzeć razem film, rozwiązać krzyżówkę, zagrać w Scrabble ze słownikiem w ręku i orzechami, albo rodzynkami w czekoladzie (kolejna słabość!), galaretką i lodami. Chcielibyśmy móc Ci dziś powiedzieć: „Jak dobrze, że jesteś.”.

Nie napiszę „byłaś”, bo byłoby to wbrew temu, co wiem. A wiem, że JESTEŚ i dlatego będę starała się jak najczęściej zapraszać Cię, jakoś tak bardziej namacalnie, do naszego życia.

Chociaż… czy można zaprosić kogoś, kto wciąż jest obecny?

Podczas pisania tego tekstu, przypominałam sobie kolejne rzeczy, które lubiłaś, które mogłyby dziś sprawić Ci przyjemność i jakoś tak ściskało mnie w dołku, że nie mogę usłyszeć Twojego głosu. Że nie mogę puścić Ci piosenki, którą lubiłaś, zaśpiewać, albo zatańczyć z Tobą w kółeczku, jak nieraz robiliśmy podczas imprez z różnej okazji. Nasze dzieci to uwielbiały, Ty również. Zatańcz Mamo, gdziekolwiek jesteś i puść nam oko, byśmy mogli odpowiedzieć Ci tym samym i zaśmiać się razem, głośno i szczerze, aż do bólu brzucha, aż do łezJ

Muzyczka do Kawki:
https://www.youtube.com/watch?v=xwcbiveQ6FA&ab_channel=KortezOficjalnyKana%C5%82