Ksiądz, który odwiedzał moją mamę w ostatnich dniach życia, powiedział, że ona zapala się i gaśnie, jak migotliwy płomień świecy. Tak jakby chciała jeszcze być z nami przez chwilę, a zaraz znikała zupełnie. Dużo o tym jej znikaniu napisałam w swojej książce, mam nadzieję, że już wkrótce, każdy kto zechce będzie mógł ją przeczytać, ale dziś inna myśl zaprzątnęła mi głowę. Dziś, patrząc w lustro, pomyślałam, że ja też zapalam się i gasnę...
W jednej ze swoich najnowszych piosenek śpiewam, że "aby żyć, nie wystarczy ledwie się tlić. Aby żyć, pięknie żyć, choć raz, choć przez chwilę zapłonąć...". Rzecz w tym, że ja życzyłabym sobie płonąć przez cały czas, lecz okazuje się, że "pięknie żyć" to nie lada wyzwanie, to niejednokrotnie coś, co mnie totalnie przerasta.
Jak każdy, nie jestem wolna od obaw. Jak każdy, ważę rzeczy dobre i złe. I od jakiegoś czasu starannie dobieram to, co mi służy, oddzielając od tego, co nie służy mi zupełnie.
Dziś ktoś zapytał mnie, o czym są moje warsztaty dla kobiet. Kilka razy odpowiadałam ostatnio na to pytanie i za każdym razem osoba, która mi je zadawała, zdawała się nie rozumieć, co do niej mówię. Zastanawiam się, czy to kwestia poziomu, na który wskoczyłam już z dziewczynami, czy słownictwa, którego w pełni świadomie używam, a dla większości świata może być ono niezrozumiałe, czy drażniące nawet? A może tonu mojego głosu, postawy ciała, czy wyrazu twarzy? Choć staram się, aby były przyjazne i otwarte, możliwe, że, kiedy nakręcam się w temacie, płynę w niewłaściwą stronę...
Usłyszałam: "O czym właściwie są te zajęcia?" oraz "Jakiego efektu pani oczekuje?". O czym są te zajecia? O poszukiwaniach kobiecych, indywidualnych. O potrzebie zmiany i pomocy w nazywaniu i wybieraniu nowych ścieżek. A także o tym, jakie chcemy i, jakie możemy się stawać przy wzajemnym wsparciu i uważności.
Co usłyszałam, po tak udzielonych odpowiedziach? Że "kiedyś kobiety nie miały na to czasu, bo nie zajmowały się duperelami, że każdy teraz szuka, dlatego się dokopuje, idzie na terapię, to mu znajdą, każdy uważa, że ma problemy, o których powinien powiedzieć całemu światu...". A gdzieś pomiędzy kolejne pytanie o moje oczekiwania odnośnie efektów tych zajeć. Ja ich po prostu nie mam i stanowczo to podkreśliłam, zaskakując zapewne pytającą mnie osobę. Gdybym miała oczekiwania odnośnie efektów, które chciałabym osiągnąć, zaprzeczałabym sama sobie. Ja jestem od słuchania, obserwowania, uczenia się, reagowania, otwierania i wyciągania wniosków, które mogą być pomocne. Jestem dla nich i dla siebie, a może przede wszystkim dla siebie, ponieważ rozwijam się wraz z nimi.
Po raz kolejny dotarło do mnie, że pokonałam większość jakiegoś cholernie długiego mostu pomiędzy mną - nieświadomą, a mną - poszukującą i dążącą do samoświadomości i wewnętrznego spokoju.
Nie dalej, jak wczoraj, rozmawiałam z jedną z moich przyjaciółek, nie uczęszczającą na zajęcia z zakresu rozwoju osobistego, warsztaty rozwojowe, terapię itp., próbowałam jej wytłumaczyć, kim jest wewnętrzne dziecko, kim jest dzika dziewczynka i, że ona także ma ją w sobie. Powiedziałam, jak może ją poznawać, jak się do niej przybliżać, jak ją zauważać i, że ta relacja jest każdej z nas bardzo potrzebna. Kiedy mówiłam to wszystko, czułam się trochę tak, jakbym posługiwała się innym językiem. Jednak to nie stanowiło problemu, ponieważ ona chciała usłyszeć i zrozumieć. Poza tym, jej ciało, spojrzenie, wtrącenia, dawały mi jasny przekaz, że potrzebowała moich słów.
Jednak w kontakcie ze spotkaną dzisiaj, obcą osobą, zadającą mi wymienione wyżej pytania, czułam się jak obcy lądujący na nieznanej, a może nawet, nieprzychylnej mu planecie. Po przytoczonej, krótkiej wymianie zdań, pytaniach i odpowiedziach, w większości przez moją rozmówczynię niezrozumianych, pomyślałam: "Jest mnóstwo takich kobiet, czy powinnam spróbować dotrzeć do większej ich liczby? Czy, prócz tego, co robię obecnie, powinnam jakoś szerzej wykorzystywać zdobywaną przez sobie wiedzę i doświadczenie? Czy odkrywanie prawdy, dla siebie oraz dla wąskiego grona innych kobiet, to nie nazbyt mało?".
Dlatego... jeśli, po przeczytaniu tej i innych moich Kawek, zechcesz do mnie napisać, podzielić się jakimś spostrzeżeniem, zapytać o coś, zrób to. Odpowiem na pewno. Planuję uruchomić komentarze pod wpisami, a także uczynić moją stronę wygodniejszą do czytania. Póki co, zapraszam do kontaktu za pośrednictwem adresu: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript. :)
Dzięki wspomnianym wyżej warsztatom, dzięki ważkim spotkaniom i rozmowom, także tym niełatwym, zapalam się, mam chęć do życia i do działania. TO jest moje "płonąć". Jest nim także muzyka. Śpiew - po każdym koncercie mam wrażenie, jakbym była bliżej siebie, i taniec - kiedy ostatnio udało mi się przez półtorej godziny poskakać do dobrej, rockowej muzyki, moje oczy dosłownie błyszczały, zrobiły się jakby bardziej żywe i błękitne:) Czas spędzany z najbliższymi - prawdziwy, nieskrępowany i pełen śmiechu, "robi mi" tak samo:) Czas z przyjaciółmi podobnie. Robi to także spacer boso po trawie i zapatrzenie w niebo, widok na górskie szczyty, każdy świadomy, głęboki oddech...
Wniosek? Całkiem sporo jest tych moich "płonąć". Może wreszcie uda mi się je posklejać w jedno i sprawić, że chwile, w których gasnę, będę mogła zepchnąć do rangi niewiele znaczących epizodów?
To jedna z moich aktualnych, świadomie obieranych ścieżek:)
Muzyczka do Kawki:
https://www.youtube.com/watch?v=ThBHWf3TFSI&ab_channel=BethHart
15 lutego 2025r.