Kiedy czuwam przy zasypiającym dziecku, w ciemnym pokoju i upragnionej, po dniu całym, ciszy przychodzą mi do głowy przedziwne myśli. Są to głębokie refleksje, albo niecodzienne skojarzenia. Słowa piosenek, które jeszcze nie powstały, albo wierszy, które dyktuje moje serce. Są to moje przemyślenia będące efektem minionych już zdarzeń. Jak dziś, gdy pomyślałam o naszym sobotnim występie...

Jaka jest różnica pomiędzy mną, a resztą świata? Że ja to ja. I naprawdę nie chcę sprawić by inni mną się stawali. Ale pragnę pokazać, pomóc zrozumieć wrażliwość, która otwiera oczy na emocje i uczucia, jakich, stawiając twardo kroki po ziemi, nie jesteśmy w stanie doświadczyć.

Tkwiąc w świecie schematów, sztywnych planów i logicznych uzasadnień tracimy szansę na spontaniczność, a jednocześnie przestajemy zauważać to, co dla innych istotne, a co nam nie przysporzyłoby zbyt wielu problemów, albo wręcz przyszłoby nam z łatwością. O co mi chodzi?

Nie pracuje "od-do", nie jestem w pracy codziennie, ale wciąż tkwię w świecie codzinnych obowiązków i "musików". Mamy troje dzieci. Dwoje z nich uczęszcza już do szkoły. Trzeba przewidywać, wiedzieć, przygotowywać, sprawdzać, poprawiać, kontrolować, motywować, wyciszać itp. Jestem na nieustającym dyżurze, na straży porządku i w ciągłej gotowości do działania. Ale mimo to, padły ostatnio z moich ust zdania: "Pamiętaj, że jeśli zechcesz porozmawiać, bądź zwyczajnie zostać wysłuchany przyjeżdżaj. Nieważne jak zwariowany będzie nasz dzień, jak wiele będziemy mieli do zrobienia, zawsze znajdę dla Ciebie chwilę. Bo dla mnie taki czas jest priorytetem."

Nie jest to tekst "na odczepnego" ani obietnica bez pokrycia, nie jest to chęć przypodobania się komukolwiek i nie wynika to ze szczególnej sympatii. Poprzez nadmiar codziennych obowiązków nie jestem w stanie zareagować zawsze, gdy zrodzi się taka potrzeba. Ale kiedy ktoś zwraca się do mnie z prośbą o pomoc, nie odmawiam. Robię wszystko, co w mojej mocy, staję na głowie... Przez to zawalam coś czasem, o czymś zapominam, ale w końcu są rzeczy ważne i ważniejsze.

Patrząc na niektórych ludzi z własnego otoczenia dochodzę do wniosku, że jestem z innego świata. Bo w ich świecie nad czasem, jaki możemy ofiarować drugiemu człowiekowi biorą górę codzienne rytuały, jak oglądanie telewizji, sprzątanie mieszkania, pielęgnowanie ogrodu, serfowanie po Internecie, czy jazda na rowerze, z której też w takich "nagłych przypadkach" nie potrafią zrezygnować. (Oczywiście co innego, gdy któraś z tych aktywności jest kwestią treningu, który musimy wykonać...) A plany? Zdarzenia logicznie poukładane, we właściwej kolejności, o przewidzianym czasie realizacji. Nie tylko w życiu zawodowym, ale i prywatnym. Czy to drugie nie powinno być nieco bardziej elastyczne?

Zapraszam na nasze koncerty wszystkie bliskie mi osoby. Bywa tak, że naprawdę nie mogą być na nich obecni. Ale bywa i tak, że są nieobecni, ponieważ nie rozumieją, jak bardzo ich obecność jest dla mnie ważna. I muszę sobie to odpuścić, przestać tego oczekiwać, zgasić w sobie tą potrzebę wspólnego przeżywania. Ruszam przed siebie, oswajam swój "inny świat" i od dziś uczę się tworzyć i śpiewać nie licząc na Ich wsparcie. Bo nie każdy zdaje sobię sprawę z istnienia świata, do którego go zapraszam, a nawet jeśli, to zwyczajnie może nie mieć ochoty stawać się jego częścią.