Chciałabym móc powtórzyć za Kazikiem "śmierć nie przeraża mnie", ale nie potrafię i nie mogę, bo gdybym to zrobiła, powiedziałabym nieprawdę. Śmierć jest, towarzyszy nam każdego dnia, potykamy się o nią na progu kolejnych chwil, wdechów i wydechów, spotkań i zdarzeń, których część stanowi nasz wybór, a pozostałe po prostu są wpisane w zestaw codziennych "musików". Wiemy, że każdego dnia może upomnieć się o swoje, ale wolimy o tym nie pamiętać.

Kilka dni temu usłyszałam pewną historię. Historię utraconej, bezwarunkowej, bezgranicznej miłości. Ta mała dziewczynka przyszła na świat w rodzinie gotowej do tulenia jej w otwartych ramionach czystej, rodzicielskiej i siostrzanej miłości. Była trzecia. Jeszcze więcej szczęścia, jeszcze więcej kochania i dzielenia się miłością. Niestety już w dniu narodzin rodziców poinformowano, że serduszko ich malutkiej córeczki, która urodziła się przedwcześnie, jest chore. Wszyscy przygotowywali się na najgorsze. Gdy skończyła cztery miesiące poddano ją operacji w Centrum Zdrowia Dziecka. Operacja się powiodła, choć rokowania nie były najlepsze. Potem jeszcze pobyt w lubelskim szpitalu dziecięcym i wreszcie wyczekana, radosna chwila. Mała znalazła się w domu. Otoczona miłością, tą bezwarunkową, bezgraniczną. Nie wiem jak długo to trwało, nie wiem. Wiem, że zaczęła już jeść i przestała płakać, kiedy przystępowano do koniecznego zabiegu pt. zmiana pieluszki. Dlaczego dotychczas płakała? Pewnie ze strachu, że znowu będą ją kłuć w stópki...

Pewnej nocy. Strasznej, niechcianej nocy... Przyjaciółka rodziny dostała sms-a od ojca dziewczynki: "... odeszła od nas w nocy".

Jeśli macie dzieci nie potraficie zapewne pozostać obojętni, jeśli ich nie macie postarajcie się wyobrazić sobie taką sytuację. Dziecko śpi. Wasze dziecko, to samo, o które stoczyliście wykańczającą walkę ze śmiercią, ale nie poddaliście się i dzięki temu ono teraz śpi tuż obok was, w waszym wspólnym domu. W tym samym domu śpią jej siostry, szczęśliwe, że Mała jest wreszcie z nimi, że odzyskały ją i rodziców, dla których pobyt Małej w szpitalu i walka o jej życie, co oczywiste, były priorytetem. Ona śpi, ale tak naprawdę umiera.

Stanąć nad ośmiomiesięcznym dzieckiem, zastygnąć w oczekiwaniu na jakikolwiek znak życia i go nie otrzymać...

Oby jakaś nieziemska, ponadludzka moc dodawała siły i wytrwałości tej osieroconej rodzinie, a ta mała Perełka - owoc ich miłości, niech czuwa nad nimi, gdziekolwiek teraz jest i jakimś Bogu tylko znanym sposobem, ukoi żal w ich okaleczonych sercach.

A Wy, którzy czytacie ten artykuł zapytajcie samych siebie, czy nasze zwykłe codzienne problemy i zabieganie są warte aż tak wielkiej uwagi?