Słucham doniesień zza naszej wschodniej granicy i włosy jeżą mi się na głowie. Chwilę później czuję się już, jak oderwana od rzeczywistości (co nie powinno dziwić w kontekście jakiejś powszechnej prawidłowości...) i naprawdę wkraczam w jakieś inne, obce mi i zupełnie niechciane światy. Moje myśli zaczynają oscylować wokół zagrożeń, jakie te czasy i wszystko, co się w nich dzieje, bądź wydarzyć się może, "szykują" naszym dzieciom.

Mija jeden wieczór i drugi. Pochlipuję sobie w chusteczkę, popadam w łzawy ton, niewiele mnie cieszy... nawet przedstawienie, w którym nasze córki wezmą jutro udział. To, z którego tak dużą radość czerpią, którym tak bardzo chcą się z nami podzielić. Nie cieszy nic i niewiele więcej interesuje poza świdrujacym mi mózg pytaniem: "Co dalej?".

Niestety długo nie mogłam znaleźć na nie odpowiedzi. Długo i krótko zarazem. Bo w sumie już dziś, po 23-ciej doszłam do wniosku, że znowu się pomyliłam. Zinterpretowałam całość wydarzeń podawanych mi zewsząd na milion atrakcyjnych sposobów, jako coś na co mogę mieć jakikolwiek wpływ. Coś, nad czym mogę przejąć kontrolę. A jednocześnie coś, co w istocie wygląda tak dramatycznie, jak jest mi przedstawiane.

Co wpłynęło na zmianę mojego nastawienia? Ostatnia rozmowa, jakiej postanowiłam tego dnia wysłuchać. Na chwilę przed wyłączeniem telewizora, zamknięciem drzwi wdzierającemu się przezeń światu. Jednak wirtualnemu... Wysłuchałam korespondenta (zresztą jego twarz jest mi świetnie znana, zapewne jak większości z was... gorzej z nazwiskiem, tego nie pamiętam...) Polski w Rosji, który bardzo zgrabnie, wiarygodnie i wyczerpująco odpowiadał na pytania prowadzącej rozmowę dziennikarki. Zero sensacji, zero emocji, ogromna znajomość reguł działania rosyjkiego władcy, a także rosyjskich realiów.

Przekonał mnie, a w zasadzie powiedział na głos, to co głos rozsądku i mój mąż próbowali wtłoczyć we mnie od soboty. P. nie jest głupi. Jest wytrawnym politykiem, ale także Ojcem Narodu. On zwyczajnie występuje w obronie własnych interesów, w obronie strefy wpływów Rosji na Ukrainie.

A im dłużej ta sytuacjia patowa będzie trwała, tym słabsze będą głosy sprzeciwu dochodzące z Zachodu. Im dłużej ta sytuacja się utrzyma, tym słabsza będzie Ukraina i jej chęć do dalszej walki o proeuropejskie aspiracje. Powiedział także, że szanse na faktyczne użycie broni są żadne. A także możliwość szturmowania kolejnych terenów należących do Ukrainy. Jak to określił: "Rosji nie stać na okupację całej Ukrainy". Jednakże po takiej akcji wpływ Rosji na to, co na Ukrainie się dzieje będzie oczywisty a P. zadowolony... Może w ostateczności wyśle ze dwie dywizje pancerne na Kijów. Podejdą do przedmieść Kijowa i zostaną zawrócone. Będzie to jasny i czytelny komunikat dla narodu obu państw oraz dla Zachodu - Widziecie jaki jestem miłosierny? Mogłem zaatakować, a odpuszczam. Jestem cywilizowanym politykiem, nie jestem wariatem!

I byłoby na tyle. Zgadzam się z Panem Korespondentem w całej rozciągłości. Trafiłam na opinię, w którą jestem w stanie uwierzyć, która pokrywa się z moimi wewnętrznymi odczuciami. A jak wiadomo "wewnętrza" trzeba zawsze słuchać;)