Dziś Międzynarodowy Dzień Artystów, więc czuję się zobligowana do świętowania:P Myślałam od rana, jakby tę niezwykłą okazję uczcić, a w zasadzie, jak podkreślić i uwypuklić fakt, że bycie artystą, to rzecz niezwykła, lecz także niezwykle irytująca czasami. No bo nie sposób przejść obojętnie, zignorować, nie zauważyć. Nie sposób odgonić natchnienie nachodzące nas nieraz w najmniej oczekiwanym momencie, a często gęsto, nachodzące nas stale. No i znieść brak natchnienia, gdy nachodzić nas czasowo przestaje...

Gołębie gruchanie w mieście... doskonale znam ten odgłos. Zwłaszcza wieczorną porą, gdy niesie się między budynkami. Niezauważony, oswojony, spowszedniały…

Zadziwiające jest, co dzieje się z nami, kiedy odchodzi ktoś nam bliski. Wszystko, co dotychczas stało nam na drodze do częstszych odwiedzin i spotkań, przestaje mieć znaczenie. Pozostaje jedno – myśl, że coś przegapiliśmy. I, choć to nieprawda, choć gdyby możliwym było cofnąć czas, z wielkim prawdopodobieństwem postąpiliśmy tak samo, to zarzucamy sobie zaniedbania i niechcenia, czy też stawianie jednych spraw, nad innymi.

Wiem, że pisałam już w jednej z ostatnich Kawek o działce nad jeziorem i pierwszych wyjazdach tamże. O tym, jak początkowo spędzaliśmy tam czas "na dziko", lecz zawsze z ogromną chęcią i przeważnie w świetnych nastrojach. Tuż po dwudziestym dziewiątym lipca 2025 przyszła do mnie inna refleksja, w którą wplotły się częściowo przytaczane wcześniej wspomnienia. Niczego nie usuwam, nie poprawiam. Zostawiam tak, jak wypłynęło ze mnie. W tej chwili, dokładnie tym chciałam się z Tobą podzielić, drogi Czytelniku:)

Zrobiliśmy sobie piękną ścianęJ To znaczy według nas ona jest piękna i to w zupełności wystarczy. Od dawna chodziła mi po głowie myśl, żeby coś zmienić w naszej sypialni. Zmienić radykalnie, albo trochę, lecz na tyle skutecznie, by energia tego miejsca była nieco inna. I nie ma to zupełnie związku z tym, co między nami.