Wczoraj, tuż przed zaśnięciem, przyszło mi na myśl takie oto zdanie: "Matka, to spec od czarnej roboty". Powiedziałam je na głos, wynosząc kota do kotłowni, a następnie ogarniając zlew kuchenny, żeby rano było gdzie kubek po herbacie odstawić. Wyszło ono ze mnie samoistnie i dopiero po chwili stwierdziłam, że było niezwykle trafne.
Czasem moje Kawki przybierają charakter wpisów z pamiętnika, a czasem z takimi wpisami nie mają nic wspólnego. Jak będzie tym razem? Bo ja wiem. Może pół na pół?
Z czym dawniej kojarzył mi się Dzień Kobiet? Z kwiatami, goździkami i tulipanami, z oczekiwaniem "wyrazów szacunku i uznania" ze strony męskiego rodu, czy też usiłowaniami z ich strony, aby w tym dniu być dla nas - dziewczynek, dziewcząt i kobiet, miłymi, milszymi, jakby lepszymi niż zwykle. Dziwnie mi się ten dzień kojarzył, bo teraz czuję i myślę o nim zupełnie inaczej.
Czasem po prostu dzieją się rzeczy, na które nie mamy zupełnie wpływu. Wróć... często dzieją się rzeczy, na które nie mamy wpływu. No nie... może dosyć często, albo jednak czasem? I o jakie rzeczy, tak właściwie, mi chodzi?
Kontynuując poprzednią Kawkę, chciałabym napisać o docenianiu. Docenianiu samego siebie, własnych dokonań, ale także ludzi, których spotykamy na swojej drodze. Doceniać powinniśmy także to, co nas wyróżnia, czyniąc wyjąkowymi i niepowtarzalnymi. Tylko, jak doceniać się za notoryczne zapominanie o datach urodzin i innych ważnych świąt? Świąt ważnych dla tych, którzy są ważni dla nas...