Przecież wiem doskonale, jak to działa. Budzę się, nie chce mi się wstać, choć słońce za oknami. Poleżałabym jeszcze, poleniuchowała, choć z pewnością za godzinę, półtorej miałabym już tego wylegiwania się serdecznie dosyć. Może poszłabym gdzieś? Ale tylko tam, gdzie iść nie muszę...

Idę, jak burza. Nie płakałam tej nocy, ani poprzedniej, nie licząc dwóch, pojedynczych strumyczków, które naznaczyły oba moje policzki, kończąc swój bieg gdzieś w okolicach szyi. Otarłam twarz i zasnęłam, zupełnie jakby ich nie było.

Zbieramy się do ostatniego etapu przeprowadzki Mamo. Jesteś już gotowa? Spakowałaś swoje rzeczy? Pożegnałaś się ze swoim ukochanym widokiem z kuchennego okna? Zabrałaś to, co niezbędne, czyli dobre wspomnienia i te wszystkie śmiechy w głos i czas, który pozostawił w nas dobre ślady, który możemy ponieść dalej, lekko i bez zadyszki? 

Kaprys był z nami ostatniego wieczoru w waszym/naszym niegdyś mieszkaniu. Stawiałam go na półkach, w witrynach i we wnętrzach szaf. Robiłam mu zdjęcia, a dzieci wpadały na kolejne pomysły… niektóre naprawdę zabawne.

Byłoby ciut łatwiej, jakbym zadeklarowała na wstępie, że będę pisała jedną Kawkę na dwa dni. Byłoby jeszcze łatwiej, jakbym wybrała soboty, środy i piątki, albo poniedziałki (ku pokrzepieniu), wtorki (idąc za ciosem), czwartki (bo zasadniczo je lubię i miewam wtedy wolne popołudnia) i niedziele (bo za nimi zbytnio nie przepadam, a za pisaniem owszem).